Święci Rycerze blogoNauki

hands wearing blue surgical gloves typing on a laptop Photo by Artem Podrez on Pexels.com

Wyobraź sobie, jesteś absolwentem biologii, albo fizyki. Byłeś nawet dobry w tym, naprawdę cię to interesuje. Zakładasz bloga na fejsie czy jutubie i zaczynasz przygodę z „popularyzacją wiedzy”. Czasem cię nawet drukują w jakiejś prasie.

Próbujesz być „rycerzem nauki”, bo przeraża cię zalew głupstw w internetach na temat twojej działki. A potem działek sąsiednich, a potem całej nauki. Rośnie liczba lajków, rośne popularność, ludzie cię szerują, śmieszkują razem z tobą z „szurii” i „foliarzy”. Masz dziesiątki tysięcy, setki tysięcy polubień. Ego rośnie, zaczynasz czuć się niczym młody półbóg, który posiadł wszelką wiedzę, jest na wojnie z ignorancją i mówi już z pozycji „autorytetu naukowego” o wszystkim.

Jako że generalnie niechętnie patrzysz na nauki społeczne i humanistyczne, bo „co to za nauka i gdzie im do fizyki” i słabo się w tym obszarze orientujesz, nie jesteś w stanie rozpoznać podstawowych mechanizmów i sił jakie wywierają także wpływ na ciebie. Że ja niby z pozycji ideologicznych się wypowiadam? No skąd, to jest Nauka przez duże N! A ja lubię naukę, jestem jej czempionem, a to co piszę, to nie jest jakaś tam tylko teoria. To jest Teoria Naukowa.

Mając takie potężne narzędzie w ręce, mogę postawić się w roli sędziego, który wykazuje, że coś jest naukowe, a coś nie jest. Kto jest foliarzem, a kto nie jest, w tematach o których mam mgliste pojęcie. A jako że dostaję za to sporo lajków, bo ludziom się podoba, jak ktoś pisze coś, co jest zgodne z tzw. „chłopskim rozumem”, uważam, że mam rację i moja Teoria Wszystkiego jest absolutnie Naukowa.

I nie zauważasz, kiedy z herosa nauki stajesz się gorszym jej wrogiem niż ci „foliarze”, których zawsze wyśmiewałeś. Twoje memy stają się tak ideologiczne nasycone, że nawet część fanów zaczyna mieć wątpliwości. Niektórzy ośmielają się nawet wyciągać jakieś poważne badania przeczące tezom stawianym z ambony.

O tym, że nikt nie jest wolny od ideologicznego tła, które oddziałuje na to, jak prezentujemy pewne fakty i jak je dobieramy, nie masz pojęcia, bo przecież nauki społeczne nie są tak naprawdę nauką i nie masz do nich głowy… Coraz bardziej robisz się czempionem nie tyle nauki, ale określonej linii ideologicznej i nawet o tym nie wiesz.

Tymczasem „blog popularnonaukowy” robi się coraz bardziej podejrzanym określeniem i coraz mniej kojarzy się z tym czym nauka jest i jak powinna wyglądać jej popularyzacja. Kojarzy się coraz bardziej z kolejnym bunkrem na wojnie.

Chyba niemal każda osoba spotkała się z takim zjawiskiem. Co o tym myślicie?

Xavier Woliński