Blue Monday, czyli objaw poważnej choroby

Ten cały Blue Monday, rzekomo „najbardziej depresyjny dzień roku”, służy chyba wyłącznie nakręcaniu klików głupkowatym artykułom w rodzaju „czy czekolada działa antydepresyjnie” oraz okazja do wciskania ludziom kolejnych niekoniecznie potrzebnych im produktów.

Moim zdaniem to jest banalizacja poważnego problemu zdrowotnego mogącego w skrajnych przypadkach prowadzić do śmierci. Tymczasem w wielu mediach jest to przedstawiane jako zwyczajne „obniżenie nastroju”. Tu i ówdzie pojawiają się krytyczne głosy, ale większość traktuje to jako kolejny „Cyber Monday”, „Black Friday” i inne objawy także poważnej choroby na jaką zapadły nasze społeczeństwa, zwanej kapitalizmem.

Pod pretekstem „Blue Monday” już mi dzisiaj próbowano wcisnąć „antydepresyjne” żarówki, podejrzane „suplementy diety”, a nawet krem do twarzy. Naprawdę? Nakręcanie ludzi na kompulsywne zakupy ma być „lekiem na depresję”, czy jak mam to rozumieć?

Z jednej strony próbuje się depresję od lat tłumaczyć ludziom, a potem w tym samym medium zaraz obok możesz zobaczyć reklamę „przeciwdepresyjnych” słodyczy albo nawet majtek. Celebrytka w jednej z popularnych telewizji poleca na depresję kakao.

I tak to się kręci. Nie da się jednocześnie edukować społeczeństwa i go ogłupiać. Musicie się w końcu zdecydować tam w mediach. Ale czego ja się domagam… Przecież już zdecydowali, że kliki, odsłony i wpływy reklamowe są najważniejsze i pojedyncze artykuły edukacyjne tego nie zmienią, skoro wszędzie jesteśmy taką papką zalewani. Wypij kakao, załóż lepsze majtki i idź pobiegać w nowych, markowych butach kupionych z okazji Blue Monday. I depresja „jak ręką odjął”, bo to przecież tylko taki smuteczek. „Weź się w garść”. Przecież nie można mieć depresji w kapitalizmie, skoro można sobie kupić szczęście!

Xavier Woliński