Już się zaczyna ubijanie „nowego konsensusu”.
Zaczynają w mediach rozkręcać propagandę o rzekomej gigantycznej „dziurze budżetowej”. Zarówno neoliberalni publicyści, jak i politycy opowiadają bajki, żeby potem uzasadnić, że „na nic nie ma pieniędzy, trzeba ciąć”.
Posłanka Leszczyna z PO próbuje nawet rozkręcić hasztag z dziurą. Media już podchwytują. Publicysta Gazety Prawnej straszy: „Podwyżki dla budżetówki pod znakiem zapytania. Wszystko zależy od wielkości dziury budżetowej”. Także oczywiście Wyborcza i to dzień po wyborach straszyła „dziurą budżetową”, domagając się „przywrócenia równowagi budżetu państwa”.
Wiadomo w jakim kierunku to zmierza i po co histeria o dziurze jest podkręcana. Michał Możdżeń ekonomista z krakowskiego Uniwersytetu Ekonomicznego i Polskiej Sieci Ekonomii komentuje:
„Słyszę z różnych stron, także lewicowych, apele o wyczyszczenie/przegląd finansów publicznych po PiS na czele ze słynnym „końcem rozdawnictwa” Szymona Hołowni. Niestety widzę to jako przygotowywanie pola pod zaciskanie pasa na programach redystrybucji, które w ostatnich latach doprowadziły do bezprecedensowego spadku ubóstwa w różnych jego przejawach, w metaforycznym odruchu rewanżyzmu klasowego wobec beneficjentów rządów PiS.
Polski deficyt publiczny, wliczając wszystkie fundusze pozabudżetowe jest pod kontrolą. Właściwie od początku pandemii jest niższy niż w większości krajów UE”.
Ci, zwłaszcza o znikomej wiedzy ekonomicznej, lewicowi publicyści, którzy w imię walki politycznej z rządem podchwycili prawicową gospodarczo propagandę podkręcaną przez neoliberałów o „katastrofie finansowej”, teraz będą albo musie skorygować swoje rozważania, albo będą robić za taran dla cięć socjalnych i będą musieli tłumaczyć się dlaczego nie ma podwyżek w budżetówce, co oczywiście doprowadzi tę frakcję lewicy na jeszcze większy margines niż już jest. Neoliberałowie robili to zgodnie ze swoją ideologią, co robią lewicowcy powtarzając te prawackie brednie, nie mam pojęcia.
I oczywiście, tak jak przewidywałem, zaczyna się także szarpanina o inne niż socjalne prawa człowieka, bo się podnosi oczywiście prawicowa frakcja byłej opozycji, która próbuje znowu wmówić ludziom, że kwestia aborcji, czy praw osób LGBTQ+ są „sprawami światopoglądowymi”. Tak jakby sprawą światopoglądową nie była np. kwestia KRUS dla rolników, czy dopłat rolnych. To wszystko jest kwestią światopoglądu, a nie jakiegoś przez Boga danego „stanu rzeczy”.
To idzie w kierunku starej i znanej już strategii przedstawiania lewicowych postulatów jako „warcholstwa” i psuci „konsensusu”. Ponieważ wiadomo, że to nie konserwatyści z frakcji „demokratów” od pierwszego dnia próbują tutaj siać panikę, żeby ugrać realizację swoich prawicowych fantazji, ale znowu te „rozwrzeszczane baby”, „elgiebety” i „socjały” psują atmosferę w mieszczańskim salonie i czegoś chcą. A przecież to co proponuje „demokratyczna prawica” to jest kwintesencja rozsądku i oczywistych oczywistości i każdy po prostu powinien to przyjąć i nie dyskutować. A każda osoba to podważająca, to „piąta kolumna PiS”. Oczywiście Kosiniak-Kamysz opowiadający androny niczego nie destabilizuje i nie podważa już na starcie.
Czyli ma być tak: budżetówka bez podwyżek i socjal okrojony, bo nie ma rzekomo kasy przez wyimaginowaną dziurę budżetową, nie będzie praw dla osób LGBTQ+ i kobiet bo PSL coś tam.
Jak mówiłem, ktokolwiek wygra, czeka nas walka i nie może być mowy o składaniu parasolek, odkładaniu megafonów i kijów (do flag naturalnie). Tymczasem jeśli nie skontrujemy tego w zarodku to będzie masakra. Trzeba na razie kontrować to gwałtownie pod każdym takim tekstem polityka czy publicysty.
A jak nas wkurwią, to zawsze są stare dobre metody dyskusji: strajk, ulica i darcie japy, jak tylko coś im się takiego wymsknie.
Mają się czuć jak Kaczyński pod presją ordojurków z których strategii powinniśmy brać inspirację. Oni się nie przymilali do PiS, tylko walili od prawej w nich tak długo, aż ich zmiękczyli. Ciągle pokutuje u nas błędna strategia przymilania się do polityków. A ich trzeba cały czas zaganiać do roboty, bo inaczej zaczynają im przychodzić głupoty do głowy na tych wiecznych sejmowych wakacjach.
Niektórzy uważają, że trzeba „czekać, bo przecież nawet jeszcze nie rządzą”. Ale już teraz wykuwa się przyszłość i trzeba ich dociskać póki są w stanie magmy, bo jak się utwardzą, to będzie trudniej.
Wszystko zależy od nas, albo z nich wydusimy realne zmiany, albo będzie znowu jakiś „kompromisik” i jakieś drobne zmiany, które będą łatwe do odkręcenia w przyszłości przez konserwę.
Kto by tam nie rządził, muszą czuć oddech ludzi na plecach cały czas. Tak jak PiS musiał ugiąć się w paru kwestiach, bo im zrobiliśmy raban, tak i ta nowa ekipa zbawicieli świata będzie musiała się ugiąć.
Xavier Woliński