Oburzenie, moim zdaniem słuszne, na upamiętnianie Stepana Bandery przez parlament Ukrainy i głównodowodzącego Załużnego pokazuje, że jeszcze będzie problem z ultranacjonalizmem w Ukrainie. Wyniszczony przez wojnę kraj jest jeszcze bardziej podatny na tego rodzaju koncepcje.
Nigdy tutaj u mnie, w przeciwieństwie do libkowych mediów, nie będzie żadnego wybielania, racjonalizowania i „uzasadniania” nacjonalizmu, obojętnie jakiego kraju. Za bardzo świat wycierpiał się z powodu tej ideologii i jeszcze wycierpi, żeby bagatelizować tego rodzaju zjawiska.
Wszystkim jednak zwolennikom Kremla przypominam przy okazji, że nic tak nie rozpowszechniło kultu tego pana i jego zbrodniczej organizacji w Ukrainie, jak wojna rozpętana przez państwo rosyjskie. Nacjonalizm rosyjski i jego zbrodnie napędzają nacjonalizmy ościennych krajów. Taka jest odwieczna logika tej ideologii. Gdyby nie było inwazji, a wcześniej „zielonych ludzików” i wymyślania głupot, że Ukraina zakazuje mówić po rosyjsku, nie byłoby teraz wzrostu nastrojów nacjonalistycznych w Ukrainie.
Natomiast, jako że z nacjonalizmu nigdy nic dobrego nie wyszło, a dalszy kult Bandery będzie eskalował napięcia z sąsiadami i dawał paliwo Kremlowi do propagandy, Ukraińcy sami powinni się między sobą zastanowić i uporać z tą sytuacją. Niestety ichniejszy IPN sączy propagandę nacjonalistyczną i zakłamuje historię w nie mniejszym stopniu niż ten nasz, na którym zresztą się wzorował, więc obawiam się, że ludzie w Ukrainie będą poznawać tylko lukrowaną historię nacjonalizmu. Zobaczymy jak się to rozwinie, ale najpierw muszą przestać spadać bomby, bo w ich huku człowiek nie ma czasu zastanawiać się nad takimi rzeczami.
Choć jak widać mimo wojny politycy myślą zupełnie chłodno i znaleźli czas, żeby wprowadzać antypracownicze ustawy i utrwalać prawicową wersję historii. A nawet prowadzić już kampanię wyborczą w postaci napięć pomiędzy Kliczką a Zełeńskim. Wojna wojną a politycy nie próżnują. Jak zwykle.
Xavier Woliński