Jeszcze nie tak dawno temu w kręgach “progresywnej lewicy”, zwłaszcza intelektualnej, nie wypadało ogłaszać entuzjastycznie, że się głosowało na kandydata PO. Po tym jak lewicowcy naszego pokroju, zaangażowani w ruch lokatorski, ujawnili aferę reprywatyzacyjną, po tym jak w mediach zrobiło się głośno o przekrętach, mafii, wyrzucaniu ludzi na bruk, albo na działki, albo do przytułków, albo do magazynów na masową skalę. Kiedy zamordowano Jolantę Brzeską…
No, jakoś nie wypadało, nawet jak po cichu głosowali na “swojego”. Po paru latach, choć ratusz warszawski jakoś szczególnie nie pali się, żeby temat pomóc rozwiązywać, blokuje pozytywne decyzje dla ofiar, itd. Kiedy jedyną osobą skazaną w wyniku tej afery, jest człowiek… który pomagał ją wraz z innymi nagłośnić… Już wypada się nie kryć i z entuzjazmem ogłaszać swoją wyższość nad “głupim ludem”.
Temat spadł z nagłówków gazet, pamięć elektoratu jest jak pamięć złotej rybki. Więc już można wyrażać zarówno entuzjazm, jak i gromić tych, którzy nadal odmawiają brania w tym entuzjazmie udziału, bo… wciąż są w ruchu lokatorskim i widzą co się dzieje, a także pamiętają co się stało.
Hejt w kierunku nas jest tym większy, że podbity jakimś nie zawsze uświadomionym wyrzutem sumienia. Więc wszystko racjonalizowane jest w kierunku prostej rozgrywki: “bo PiS też niewiele zrobił”. Owszem, PiS niewiele zrobił i tego mu nigdy nie zapomnimy, ale PO zrobiło o wiele więcej niż zaniechanie w tej materii.
Doskonale sobie zdaję sprawę, że żyję w świecie dwóch totalnych bloków, które niczym Eurazja i Oceania w Roku 1984 Orwella, są z sobą w wiecznym zwarciu. Niezbędnym konflikcie do istnienia obu, ponieważ lęk przed tym drugim uzasadnia stany nadzwyczajne “u siebie”. Zawsze, każda decyzja “podejmowana z niesmakiem”, jest uzasadniana tym, że przecież żyjemy w śmiertelnym boju z tymi drugimi. To samo robi PiS po swojej stronie.
Jeśli ten układ nie zostanie rozsypany przez siły od niego potężniejsze (kryzys ekonomiczny, kryzys klimatyczny) na które w ogóle nie mają odpowiedzi, to ten konflikt dwóch autorytarnych obozów, zabraniających wewnątrz swoich frakcji jakiegokolwiek myślenia niezależnego, będzie się kręcił
bez końca i wszystko będzie można nim uzasadnić po obu stronach.
A tacy jak my, no cóż. Miejsca ani w jednym ani drugim obozie dla nas nie ma, raczej karty historii nas nie zapamiętają. W końcu nas zmiażdży ten walec i pozostaną wyłącznie żołnierze dwóch armii. Będzie im się oczywiście wydawało po obu stronach, że zaciągnęli się dobrowolnie i “krytycznie”. Ale to złudzenie. Kiedy jest rozkaz do szturmu to nikogo nie obchodzi w dowództwie czy prywatnie jesteś socjalistą, liberałem, czy konserwatystą. Jest gwizdek, werble i wzajemna masakra.
Xavier Woliński