„Czasem trudno odróżnić po poglądach wyborcę Konfederacji od wyborcy Lewicy” – wczoraj napisałem niby żartobliwie, ale tak naprawdę serio w odpowiedzi na komentarz czytelniczki, która napisała: „Dowiedziałam się od jednego autkarza, przedstawiającego się jako tru lewica, że jestem uprzywilejowana, bo nie stać mnie na auto i pokonuję pieszo codziennie po minimum 10 km, a on jest prześladowany, bo opłata za parkowanie mu wzrosła”.
Właśnie ukazał się sondaż Ipsos w którym wyszło, że najbardziej przeciwko 500 plus są wyborcy i wyborczynie lewicy (bardziej niż Konfederacja), w pozostałych partiach większość jest za utrzymaniem tego programu, nawet w KO. Tak samo niedawno był sondaż, kto powinien zostać premierem według elektoratów partii. Wszystkie pozostałe wskazywały na osoby z ich nurtu politycznego, tylko elektorat Lewicy wskazał bonżur… przepraszam Trzaskowskiego.
W tym kontekście w ogóle mnie nie dziwią awantury, jakie się odbywały u mnie w komentarzach w czasie ostatnich wyborów prezydenckich. Niektórzy ludzie mylnie uważali, że skoro w nazwie miałem „lewica” to oznaczało, że jestem jakimś „libkiem light”, tak jak oni. I dochodziło do spięć, trzaskania drzwiami oraz „stanowczych odlajkowań”.
Dla mnie to było trochę irytujące, ale bardziej zabawne. Nie przejmuję się aż tak tym, bo dla mnie wartości lewicowe realizuje się w praktyce, w robocie wśród ludzi (w tym także promowaniu wolnościowo-lewicowych nie z nazwy, ale treści praktyk i idei). Jak tam partie się określają w tym cyrku na Wiejskiej jest dla mnie najmniej istotne. Ważne, że np. udało się ostatnio utrzeć ponadpartyjne porozumienie w sprawie możliwości wykupu przez gminy byłych mieszkań zakładowych i podwyższenia finansowania tego celu niemal w 100 procentach z budżetu państwa. To są konkrety, a nie jakieś tam certolenie się z „lewicowymi libkami” i ich humorami.
To jest jednak proces, który w końcu zatopi całą tę łódkę zwaną Lewicą parlamentarną, a konkretnie doprowadzi do rozłamu i roztopienia się tego w libkowej masie. Nie da się tak długo stać w rozkroku. Jak tylko KO „odświeży” swój wizerunek i Tuska zastąpi Trzaskowski (albo ktoś podobny), większość „lewicowców” odpłynie w tym kierunku, a za nimi podąży pewnie spora część aparatu partyjnego. I będą budować „libkizm z ludzką twarzą”. Taki jaki już mamy we Wrocławiu i Łodzi. Żadnego pożytku z tego, że tam siedzą jacyś podobno „lewicowcy” w radzie miejskiej nie ma.
Polska zresztą nie jest tu jakimś wyjątkiem. Ale ja nie podążam za żadnymi „elektoratami”, generalnie mam gdzieś libkolewicowców, którzy już dawno się tutaj „skalibrowali” i poszli w piz… to znaczy gdzieś indziej, może na fanpage Newsweeka. A więc będę z wami tu gdzie byłem zawsze, na dobre i na złe, więc przynajmniej macie chociaż jeden pewnik w tym smutnym świecie polityki . Jest robota do zrobienia na dole i tego się trzeba trzymać.
Xavier Woliński