Kto to jest autkarz?

photo of vehicles on road during evening Photo by Mikechie Esparagoza on Pexels.com

Widzę, że autkarze poczuli się poruszeni moim poprzednim tekstem i najwidoczniej obraziłem uczucia autkarskie. Podobno w obronie kolei nie pochyliłem się dostatecznie nad losem osób wykluczonych komunikacyjnie, które muszą dojeżdżać samochodami, bo nie mają innej możliwości.

Więc może wyjaśnijmy od razu, kim jest autkarz, mimo że większość czytelniczek i czytelników od razu wyłapała to z kontekstu. Autkarz to wyznawca kultu wyższości transportu indywidualnego nad zbiorowym, a nie każda osoba używająca samochodu. I teraz mi tu autkarze leją krokodyle łzy nad losem wykluczonych komunikacyjnie, choć to właśnie przez ten kult doprowadzono do stworzenia tego wykluczenia.

Pamiętam dokładnie jak lobby autkarskie spowodowało, że wielomiliardowe dotacje szły (i ciągle idą) na rozbudowę infrastruktury samochodowej, przy jednoczesnym dosłownie wyrywaniu z korzeniami całych linii kolejowych. Co było szczególnie bolesne na zachodzie kraju, gdzie była bardzo dobrze rozwinięta sieć kolejowa. Doprowadzili do tego, że na mapie już nie widać różnicy pomiędzy wschodem i zachodem kraju, bo wszędzie jest tak samo beznadziejnie.

Pamiętam historii osób z mniejszych, oddalonych od wielkich aglomeracji miejscowości, gdzie kobiety opowiadały, że mają trudność w dostaniu się do lekarza specjalisty, bo nad autkami kontrolę mają w ich rodzinie i miejscowości sami panowie i one są zdane na ich łaskę i niełaskę, a czasem zwyczajnie wstydzą się powiedzieć, że chcą jechać np. na badania ginekologiczne. Więc nie jadą w ogóle. To jest jeden z przewijających się często wątków i nie dotyczy pojedynczych osób. Ci, którzy w takiej miejscowości nie posiadają samochodu praktycznie znikają z mapy kraju i są uwięzione w swoich miejscowościach.

Teraz autkarze „pochylają się” nad losem „wykluczonych” i próbują tutaj prezentować ich walkę o dalsze utrwalanie dominacji transportu indywidualnego, jako walkę o „uciśnionych”. A mnie oczywiście jako „oderwanego od realiów lewaka”, który nie rozumie „biednych”. Wy biednych na oczy nie widzieliście i istnieją wyłącznie jako „historyjka”, którą się wykorzystuje w starciach retorycznych.

Teraz te gigantyczne podwyżki na kolei spowodują, że będzie gorzej, a nie lepiej. Choć w ostatnich latach wydawało się, że coś drgnęło, zaczęto sporym kosztem przywracać do życia niektóre trasy. Tymczasem ciągle więcej kasy z budżetu płynie na rozwój dróg niż transportu kolejowego. Jak to ma nas ochronić przed dalszym wykluczaniem komunikacyjnym, nie wiem. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy paliwa generalnie z każdym dziesięcioleciem będą drożeć, a nie tanieć. O kwestiach związanych z kryzysem klimatycznym już pisałem, więc nie będę tu się powtarzać.

Do każdej miejscowości powinien być sprawny i tani dojazd komunikacją zbiorową. Na to powinny iść przede wszystkim pieniądze z budżetu, bo tylko to jest prawdziwą walką z wykluczeniem komunikacyjnym, a nie tworzenie „wrażenia”, że się z nim walczy. Przerzucanie kosztów na pojedyncze osoby (a do tego prowadzi postawienie na transport indywidualny) nie jest żadnym rozwiązaniem.

Xavier Woliński