Z tej Polski, która zaginęła

Wczoraj pochowany został Karol Modzelewski. Obawiam się, że niestety poza naszymi kręgami mainstream potraktuje go dość brutalnie i najzwyczajniej zostanie zapomniany, bo nijak nie pasuje do dzisiejszego starcia liberałów z konserwą.

Wiele ładnych jego cytatów krążyło ostatnio. Ale jeden jest dla mnie szczególny i osobisty:

„Ja byłem z tej Polski, która ginęła. Nie mówię o Polsce Ludowej, bo wszyscy z niej byliśmy, ale mówię o Polsce robotniczej”

Ponieważ i ja jestem z tej Polski. Z robotniczej rodziny, dla której transformacja była też traumą, a nie wyłącznie wyzwoleniem jak dla elit. Likwidacja zakładów, likwidacja kultury robotniczej, likwidacja etosu klasowego i czasy masowego bezrobocia.

Ostatnio broniłem Jażdżewskiego z Liberte! w sprawie jego słów o problemach kleru, ale teraz dla odmiany go skrytykuję. Powiedział w wywiadzie, opierając się na typowej liberalnej, elitarnej ideologii, że “demokrację przyniósł nam kapitalizm”, a jeśli jakiś błąd liberałowie popełnili, to taki, że nie włożyli dość wysiłku w “edukowanie demokratyczne” ludu.

No więc ja bym chciał przypomnieć, że jeśli idzie o klasę robotniczą, to demokracji jej uczyć nie było trzeba. Pomijając wielkie demokratyczne tradycje przedwojenne, w związkach zawodowych, w ruchu spółdzielczym, także i później klasa z której się wywodzę walczyła o większy wpływ na rzeczywistość od początku do końca. Ruch samorządnych zakładów pracy zaraz po wojnie, ruch rad robotniczych z drugiej połowy lat 50. O pierwszej Solidarności nawet nie wspomnę. Tyle że robotnicy zwykle traktowali demokrację szerzej niż liberałowie, także demokratyczną kontrolę nad gospodarką. Odruch demokratyczny był zawsze w tutejszym ruchu robotniczym bardzo silny. Tego bali się też stalinowcy i dlatego tyle energii i przemocy włożyli w to, żeby ten odruch ujarzmić.

I to raczej liberałowie po zdobyciu władzy okazali się mało demokratyczni. Transformacja, za pośrednictwem państwa, zlikwidowała, często brutalnie i w dyktatorski sposób, z ogromną dawką pogardliwej propagandy,  właśnie tę robotniczą kulturę i jej materialne podstawy. Na czysto ideologicznych podstawach, choć teraz przedstawia się to w kategoriach “dziejowej, ekonomicznej konieczności”. I ze strachu, podobnie jak za Stalina, przed robotniczą rewoltą.

I o tym Modzelewski przez lata mówił, wbrew całemu swojemu środowisku, w pierwszym okresie także wbrew swojemu przyjacielowi Jackowi Kuroniowi, który kiedy Modzelewski zarzucił mu, że jego polityka społeczna sprowadza się do filantropii, poważnie się obraził. Ale to Modzelewski miał rację w tym sporze i po czasie sam Kuroń to przyznał.

Xavier Woliński