Za kryzys znowu płacą biedni

Zdjęcie z manifestacji pod Sejmem z 29 maja 2020 roku w której pracownicy domagają się uwzględnienia ich interesów w czasie pandemii

Libki pieją, że „PiS wykańcza zamożnych”. Tymczasem jak zwykle im mniej zamożni, tym więcej płacą za kryzys. Ponad połowa osób z dochodami do 1500 zł na głowę w gospodarstwie domowym doświadczyła pogorszenia swojej sytuacji materialnej w ciągu ostatnich dwóch lat. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez Ipsos dla OKO.press. 

W przypadku dochodów na głowę pomiędzy 1501 a 4000 niemal połowa uznała, że sytuacja się pogorszyła. Jedyną grupą której sytuacja się poprawiła to najbogatsze osoby, które żyją w gospodarstwach domowych, gdzie dochody wynoszą powyżej 7000 na głowę. Czyli mniej więcej akurat „przypadkiem” ta grupa w której znajdują się zwykle rządzący.

Libki myślą, że PiS to „bolszewia”, tymczasem fakty są takie, że ta partia potulnie podkula ogon, jeśli poważnie zostaną naruszone interesy bogatych. Jeśli tylko coś tam próbują uszczknąć z dochodów najzamożniejszych robi się taki jazgot, że „żelazny bankier” szybko się wycofuje. Nie mają zresztą motywacji, bo sami by sobie odbierali.

Byłem jedną z tych nielicznych osób, które podkreślały, że tzw. tarcze antykryzysowe pomagają głównie zamożnym, a klasa pracująca oraz biedniejsi nie mają prawie nic. Podczas kiedy firmy wyciągnąć potrafiły dosłownie worki z pieniędzmi (oczywiście te większe znacznie więcej niż maluchy), choćby żadnych strat realnie nie poniosły w kryzysie, pracownicy musieli dalej w kołowrotku się kręcić, żeby nie stracić dochodów. Chorowali i dalej pracowali. Mogliście to przeczytać w relacjach opisywanych przez samych pracowników w ramach mojego cyklu na stronie wolnelewo.pl.

Dodatkowo, pomyślcie co by się działo w tym kraju, gdyby problemy osób o niskich dochodach (powiedzmy dolne 15 procent) dostało tyle samo ekspozycji w mediach czy opozycyjnych czy rządowych, co górne 15 procent? Top potrafi doskonale walczyć o swoje i ogłaszać partykularne interesy, jako problemy „narodowe”. Tymczasem dolne 15 procent czasem pojawi się w jakimś reportażu, ale poza tym nie ma żadnych swoich mediów, żadnego głosu własnego, gdzie mogliby i mogłyby mówić bez pośrednictwa inteligencji. Kiedyś, np. w czasach przedwojennych, do tego służyła masowa prasa robotnicza czy ludowa.

Dzisiaj nie ma nic, nie mam żadnej gazety, którą bym z czystym sumieniem mógł poczytać. Przeglądam media głównie dla właśnie danych i wykresów, żeby sprawdzić, czy moje wycinkowe własne obserwacje mają przełożenie na ogólną sytuację. No więc wygląda na to, że mają.

Xavier Woliński