Nie będzie podwyżki 500 plus, zapowiada ministerka rodziny i polityki społecznej. Ten „sztandarowy” program PiS, którym w każdych wyborach się chwalą do znudzenia, przy tak wysokiej inflacji gwałtownie traci wartość zarówno ekonomiczną, jak i polityczną siłę.
To, że on dla nich jest „sztandarowy”, symbolizuje to jak politykę społeczną i gospodarczą traktuje rządząca partia. Jak kwiatek do kożucha, którym można się pochwalić i uznać, że „temat został załatwiony”.
Oczywiście, zdaniem rządu trzeba de facto, za pośrednictwem inflacji faktycznie „ciąć” to świadczenie. Tymczasem w trakcie pandemii wpompowali w biznes setki miliardów złotych, więcej niż wydano przez całe lata na program 500 plus od początku jego istnienia! Biznes wyciągał worki z kasą z budżetu i jakoś szczególnej krytyki tego zjawiska ani u opozycji, ani oczywiście w mediach rządowych nie widziałem. Libkowa prasa i wściekły komentariat woli skupiać się na „pińcetplusach”, choć przez lata jego funkcjonowania nie doszło do istotnego wzrostu inflacji z tego powodu, czego nie można powiedzieć o nagłym zalaniu biznesu kasą w czasie zaledwie dwóch lat.
PiS lubi dbać o biznes a spora część biznesu lubi też PiS, czego dowodem jest tytuł człowieka roku dla Kaczyńskiego, który otrzymał na Forum Ekonomicznym w Krynicy, gdzie w czasie gali został obsypany kwiatami. Forum to oczywiście nie żadna konferencja naukowa ekonomistów, tylko impreza głównie mająca na celu wpływanie na aktualną grupę rządzącą i mieszanie się elit gospodarczych i politycznych.
Czas pandemii to był okres szczególnego dociskania śruby klasie pracującej na którą przerzucono większość kosztów. I ten trend trwa nadal.
Tak więc świadczenia nie zostaną podwyższone. Budżetówka dalej będzie miała w większości zamrożone pensje, ochrona zdrowia leży, transport publiczny nie za dobrze się ma. Kasy z KPO nie wzięli, bo „bronią sądów”, tym razem „swoich sądów”.
Za to znowu myślą o kolejnych podwyżkach stóp procentowych. Chyba żeby dobić gospodarkę, wywołać gwałtowny wzrost bezrobocia i zrealizować scenariusz stagflacji. To są neoliberalne koncepcje.
Tymczasem, ludzie zaczęli przejadać swoje oszczędności (ci, którzy w ogóle jakieś mieli). „Dla tych, którzy zastanawiają się jakim cudem nominalna konsumpcja mogła urosnąć w II kwartale o ponad 20 proc. rok do roku, podczas gdy dynamika płac nie nadąża za inflacją, przedstawiam ważną część odpowiedzi. Polskie gospodarstwa domowe zaczęły ostatnio żyć z oszczędności” — napisał Michał Możdżeń z Polskiej Sieci Ekonomii.
Tymczasem politycy PiS łażą teraz po dziennikarzach i mówią „po cichu”, że boją się nadchodzącej zimy i wiosny. Boją się, że ta lawina zmiecie ich ze stołków. Panie i panowie, my mamy większe problemy niż wasze koryto. My się boimy, że zmiecie nas z planszy.
Moim zdaniem zorganizowana klasa pracująca, związki zawodowe, popełniły błąd będąc tak łagodne względem kapitału i rządu w czasie pandemii. Że pozwoliły uśpić swoją czujność. Że zgodziły się bez większej walki na taki a nie inny kształt Tarcz Antykryzysowych. Na przerzucenie kosztów na świat pracy. Owszem, wszyscy byli wtedy w pewnym szoku, owszem być może liczyli, że to wszystko zaraz minie i wróci koniunktura. Ale nie wraca i znowu chcą robić ten sam manewr, bo się rozbestwili, bo uważają, że znowu nie będzie dużych protestów społecznych. I znowu liczą, że im główki pogłaszczą w Krynicy. I teraz i wówczas uważałem, że nie wolno tego zostawić bez reakcji. Dlatego wówczas protestowało moje środowisko i na ulicy i w „teorii”. Stworzyliśmy rozmaite konkurencyjne koncepcje tarcz prospołecznych. Ale kto by nas słuchał?
Po PiS przyjdą libki i nie należy liczyć na to, że polityka ulegnie poprawie. Dlatego trzeba urządzić taki raban, żeby ani ten, ani żaden kolejny rząd nie odważył się walczyć z kryzysem kosztem zwykłych ludzi. Tylko od siły ruchów społecznych, związków zawodowych, naszego zorganizowana i zdolności do protestów zależy, czy znowu zrobią nas na szaro, jak tyle razy wcześniej.
Xavier Woliński