A więc po wielu rozmowach ze studentami i studentkami zaczynam rozumieć, co mogło wywołać ten konflikt pod tekstami na temat wolnych niedziel.
Jedną z płaszczyzn jest fakt, że doszliśmy już do etapu w którym problemy socjalne studentów zostały już niemal całkowicie odseparowane od uczelni, „wyeksportowane” na zewnątrz. Musisz „zarobić na studiowanie”, a coś takiego jak stołówki uczelniane, czy tanie akademiki są po prostu chyba już skutecznie wyjęte ze studenckiej wyobraźni.
Polityka ekonomiczna ostatecznie usunęła materialne problemy osób studiujących z perspektywy uczelnianej. Tak jak z perspektywy pracodawcy ryzyko, czy kwestie podatkowe i składkowe, albo takie rzeczy jak „fundusz socjalny”, zostają usunięte poza zakład pracy i przerzucone na tyrającego na jednoosobowej działalności pracownika (któremu się często wydaje, że jest kapitalistą).
Ostatnią wydaje mi się próbą łącznia tych kwestii na terenie uczelni był ruch „Odzyskać edukację”, protesty przeciwko Traktatowi Bolońskiemu oraz równolegle próbującym to zorganizować w szersze struktury Demokratyczne Zrzeszenie Studenckie. Nie powiem, że te protesty i organizacje cieszyły się masowym poparciem studenterii. Panowała obojętność, choć przecież z efektami tych rozwiązań musieli się potem mierzyć. To jest jak z kryzysem klimatycznym. Dotyczy wszystkich, protestuje garstka, a potem: „Oj, dlaczego tak ciężko się oddycha”.
Ta obojętność i inne wcześniejsze doświadczenia np. marne liczbowo protesty przeciwko ograniczaniu studentom ulg, likwidacji akademików. Nic się nie cieszyło masowym wsparciem, a protesty organizowała jakaś garstka „oszołomów lewackich i anarchistycznych wywrotowców” wiecznie tych samych. Studenteria jako masa była bierna.
Oczywiście, jedyną perspektywą żeby to odwrócić, to jest przywrócenie kwestii socjalnych na teren uczelni, jako pole bitwy. Tanie stołówki mają wrócić, tanie akademiki, porządne stypendia socjalne. Po drugie, aby to osiągnąć jedynym narzędziem jest jak zawsze samoorganizacja i walka samych studentów i studentek (które mogą wejść w sojusz z częścią pracowników i pracownic naukowych). Nie widzę innej możliwości. Pytanie tylko czy nie skończy się jak wcześniej. Narzekaniem na zły los?
Na pewno nie jest rozwiązaniem wchodzić w konflikt z tą częścią świata pracy, która ma serdecznie dość elastyczności. Niektórzy po prostu już są tak „uelastycznieni”, że bardziej rozciągać się ich życia nie da.
Xavier Woliński