Autorytaryzm powszechny

Autorytaryzm przenika niemal całą naszą scenę polityczną i jej aktorów. Ci, którzy to zauważają są najzajadlej atakowani i „kacelowani”.

Nie jest niczym szczególnie wyrafinowanym zauważać autorytarne posunięcia ekipy rządzącej, rozbestwienie, zagarnianie zasobów wspólnych i przekształcanie ich w zasób niemal prywatny, czego najbardziej wyrazistym przykładem jest to, co się dzieje z lasami, albo w kwestii różnych funduszów celowych, które miały rozwiązywać określony problem, a stają się zasobem wyborczym. Łatwo zauważać haniebne posunięcia władzy w sprawie zaostrzenia prawa aborcyjnego, podłą kampanię nienawiści skierowaną względem rozmaitych mniejszości, itd. Trzeba przeciw temu protestować, co sam robiłem organizując lub uczestnicząc w licznych protestach dotyczących tych kwestii.

Trudniej jednak zauważyć, że w Polsce ta opresja nie zaczęła się w 2015 roku. Że antykobiece prawo jest tutaj obecne od początków III RP, a ustawa antyaborcyjna dotyczyła 95 procent przypadków, a PiS i jego TK podciągną „jedynie” do 98 procent. Trudniej nie zauważyć, że konserwa w togach nasycała tu całymi latami prawo antykobiecymi definicjami. Wyrok TK był zwieńczeniem długiego procesu w którym uczestniczyli także ci sędziowie, którzy potem demonstrowali przeciwko „zawłaszczeniu TK przez PiS”.

Trudno nie zauważyć, że walkę z „lewactwem” całymi latami toczyły nie tylko ultrakonserwatywne periodyki, ale także „centrum”. Przykładowo, kiedy jeszcze słowo „symetryzm” oznaczało stawianie równości pomiędzy antyfaszyzmem i faszyzmem, libkowe media potrafiły w tej kwestii wznosić się na wyżyny symetryzmu. Do dziś pamiętam jak TVP, z czasów rządów PO, pokazywało faceta, który twierdził, że pobili go lewacy, tylko dlatego, że niósł biało-czerwoną flagę, a nie dlatego że był znanym członkiem subkultury neonazistowskiej, który atakował ludzi. Pamiętam też jak lewacy bezskutecznie próbowali wówczas pisać komentarze i wysyłać mejle do redakcji libkowych mediów, żeby np. wyjaśnić jak to było z niemieckimi antyfaszystami 11 listopada, którzy NIE zaatakowali żadnej wojskowej „grupy rekonstrukcyjnej”.

To wszystko było na darmo. Libkowe media jak pelikany łykały na poważnie manipulacje i zwyczajne kłamstwa ultraprawicowej prasy, o ile dotyczyły oczywiście znienawidzonych w Polsce przez wszystkich „lewaków”. W naszym kierunku dozwolone jest niemal wszystko. Trudno o tym nagle zapomnieć i opowiadać, że „tylko PiS”. Tak jak trudno zapominać, że niektórzy PO-wscy prezydenci miast dosłownie zakazywali Marszów Równości. A za rządów przenajświętszej PO musiałem uchylać się przed kamieniami nazioli we Wrocławiu na takim marszu i to nie stało się wcale zagadnieniem numer jeden wszystkich mediów w Polsce wówczas. Temat przemocy wobec osób LGBT i sojuszników dopiero zaczął być „magicznie” intensywnie nagłaśniany po 2015 roku. I dobrze, że w końcu zaczął być jednym z ważnych tematów debaty, ale niech mi nikt nie wmawia, że wcześniej nie było „takiej przemocy”. Była gigantyczna, tylko widocznie wówczas libki nic o niej nie chciały wiedzieć.

Celowo nie piszę tutaj też, że trudno być lewicowcem i nie „symetryzować” w kwestiach np. socjalnych i nie pochwalić PiS za podnoszenie płacy minimalnej, wprowadzenie minimalnej na śmieciówkach itd. Tak jak wcześniej trudno było być lewicowcem i nie pochwalić rządu Tuska za likwidację OFE (to zresztą zabawne, kiedy wówczas i teraz musimy bronić go za ten słuszny ruch przed pisowcami, którzy twierdzą, że te pieniądze „ukradł”).

Czy to jest „symetryzowanie”, kiedy powiem, że musieliśmy całą kampanię zrobić w mieście, żeby libkowe władze przestały przez pośredników zatrudniać osoby sprzątające na śmieciówki za głodową stawkę? I że udało się to systemowo jakoś poprawić dopiero kiedy PiS tę minimalną wprowadził? Mam tego nie pisać, mam sobie zrobić lobotomię mózgu, bo się jakiś libkowy publicysta obrazi i nazwie mnie współwinnym pisowskich rządów? Mam się tym przejąć?

Osoby o autentycznie lewicowych przekonaniach są w tym kraju autorytarnie atakowane od lat przez rozmaitych libków, konserwę oraz libków w przebraniu lewicowców. Można to zignorować, bo przecież kto by się opresją względem „lewactwa” przejmował. Można nas porównywać do siepaczy Stalina, można tworzyć bzdurne teorie o „marksizmie kulturowym”, wyzywać od najgorszych, przeklinać nas, wygrażać i atakować. Nie możemy tego nagłośnić na szerszą skalę, bo nie mamy swoich mediów. Nie możemy zrobić z siebie ofiar, jak na zmianę robią z siebie libki i konserwa, bo nikt się o tym nawet nie dowie.

Tymczasem cały nasz język, cała nasza sfera polityczna jest przesiąknięta autorytaryzmem i uczestniczący w tym nawet tego nie zauważają. Dwa obozy walczą na śmierć i życie z sobą i z każdym rokiem coraz bardziej się do siebie upodabniają. Jedno ich jednak łączy od początku. Nienawiść do nas.

Xavier Woliński