Częścią naszej lokalnej tragikomedii, jest przekonanie, że nasze libki (zwane na wyrost „obozem liberalnym”) są „nowoczesne” i „postępowe” i to ma ich odróżniać od PiS.
Tymczasem to jakaś alternatywna rzeczywistość. W kwestiach ekonomicznych zwykle wyznają trzy hasła na krzyż powtarzane do znudzenia przez czterech tych samych ideologów wykorzystujących tytuły naukowe do rozsiewania agitpropu. A potem podchwytywane i zaostrzane przez libkowe masy komentatorów rozmaitych portali w formie memów i cytatów z d… To znaczy ze skarbnicy mądrości internetowych „oczywistych oczywistości”.
Przykładowo od lat krąży cytat przypisywany Miltonowi Friedmanowi „Jeśli płacicie ludziom za to, że nie pracują, a każecie im płacić podatki gdy pracują, nie dziwcie się, że macie bezrobocie”. Po pierwsze nie wiadomo, czy on to w ogóle gdzieś napisał, bo nie udało mi się znaleźć źródła tej „mądrości”, jedynie polsko- i angielskojęzyczne memy.
Jest to oczywiście używane jako atak na świadczenia dla pozbawionych pracy, czy osób nie mogących pracować np. z przyczyn zdrowotnych. Tymczasem to oczywista bzdura, która nie ma żadnego potwierdzenia w badaniach naukowych, jakoby jakiekolwiek tego rodzaju istniejące realnie świadczenia wpływały w istotny sposób na poziom bezrobocia.
To bzdura zresztą wielopiętrowa, ponieważ żaden chyba poważny ekonomista nie będzie twierdził, że bezrobocie da się w kapitalizmie sprowadzić do zera i zawsze będą jakieś firmy się zamykać, plajtować, a ludzie będą, zupełnie nie ze swojej winy, zwalniani. A więc zawsze będzie ktoś tracił pracę, a świadczenia dla bezrobotnych wprowadzono, żeby z tego powodu nie wpadli w spiralę nędzy, bezdomności i długów z których już nie mogliby się wygrzebać, wypadając poza rynek pracy, czyli właśnie doprowadzając do bezrobocia, tyle że trwałego i uzależnienia od świadczeń społecznych i jałmużny. Czyli osiągnięto by efekt odwrotny od zamierzonego.
Obecnie bezrobocie jest niskie (mimo podwyższenia, niezbyt dużego, ale jednak świadczeń dla bezrobotnych, a więc według libkowych mądrości powinno właśnie gwałtownie rosnąć), więc problem świadczeń nie jest pierwszoplanowy. Ale jeszcze niedawno, za czasów rządów niemiłosiernych „polskich liberałów”, których wolę nazywać libkami, bezrobocie było dwucyfrowe. I wówczas tego rodzaju mądrości były rozpowszechniane bardzo intensywnie przez „komentatorów ekonomicznych”, „liberalne think tanki” oraz oczywiście tradycyjnie durnych jak but publicystów libkowych, którzy bezrefleksyjnie takie bzdury uwielbiają powtarzać tak długo aż są odbierane jako prawda.
Wówczas, kiedy trzeba było ratować ludzi przed tragediami, utrzymywali celowo świadczenia na poziomie uniemożliwiającym przeżycie. Ponieważ to ich zdaniem nie była wina księżycowej polityki gospodarczej naszych „liberałów”, ani mechanizmów gospodarki kapitalistycznej. To była wina samych bezrobotnych, którzy „mieli brać się do pracy”.
To, że w niektórych województwach bezrobocie zbliżało się do 30 procent i pracy nigdzie dostać się nie dało, nikogo nie interesowało. Moralnie nasi macherzy od polityki gospodarczej byli czyści, bo to „leniwi, źli ludzie” zepsuli doskonały mechanizm kierowany nieomylnie ręką Bog… przepraszam – „niewidzialnej ręki”). Jakoś jednak te głodowe świadczenia nie powodowały same z siebie cudownie spadku bezrobocia. Ludzie uparcie „nie brali się do roboty”. Sytuację dopiero zaczęło zmieniać wejście do UE i masowa ucieczka siły roboczej, dopływ kasy unijnej z której uruchomiono „roboty publiczne”, itd.
A co do euro to też temat z kategorii, libkowej mantry, choć przykład właśnie takich krajów jak Grecja czy Hiszpania pokazuje, że bez większej harmonizacji polityki gospodarczej na poziomie Unii, wprowadzanie jednolitej waluty dla krajów o zróżnicowanej formie i stanie gospodarki może być szkodliwe. O tym prawdziwi ekonomiści toczą w Polsce ciekawą dyskusję. Ale „eksperci libkowi” już wiedzą, jak ma być, a kto przeciw ten rzekomo „zacofany”. Kiedyś zajmę się tym w osobnym tekście, tak jak innymi „oczywistymi oczywistościami” naszej „nowoczesnej sceny liberalnej”.
Xavier Woliński