Bieda-antyimperializm i geostrategia

Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:World_geopolitical_chess.png

Wyprosiłem z profilu chwalców rządu fanatyków religijnych w Afganistanie. Skupialiśmy się na prawakach, bo tacy już są, którzy wyrazili radość, że wróci „prawo boskie i porządek” do kraju. Ale mamy też odmianę „lewicową”, która w imię „antyimperializmu” popiera wszystko co nieamerykańskie (a z czym dziwnym trafem diluje Putin albo Chiny).

To są ludzie, którzy mają rozkminy na poziomie „geopolityki”. Geopolityka to twór generalnie konserwatywny, który miał uzasadniać rozmaite posunięcia USA i widział świat jako „wielką szachownicę” (jak to ujął w swojej książce Zbigniew Brzezinski) na której grają mocarstwa, a my wszyscy jesteśmy nic nieznaczącymi nawet nie pionkami, ale atomami w pionkach. Nie ma żadnej „woli ludu”, są wyłącznie interesy i interesiki mocarstw, a ludzie to masa, która co najwyżej stanowi materiał do „obróbki”.

Po lewej stronie, zwłaszcza wśród zwolenników innego „geostrategicznego” gracza ta koncepcja zakorzeniła się właśnie pod płaszczykiem „antyimperializmu” jeszcze za czasów istnienia ZSRR. Nie ważna jest wola ludzi, ich działania mogą być interpretowane tylko i wyłącznie z perspektywy interesów mocarstw. Tak więc, jeśli gdzieś np. buntują się robotnicy i domagają praw, ale potencjalnie może wywrócić to proradziecki rząd, to „obiektywnie” i „geostrategicznie” są to protesty „reakcyjne”, czyli działające na rzecz „imperium”. Faktycznie wola robotników, ich realne powody strajkowania, konflikty klasowe nie mają znaczenia. Są zapewne efektem spisku CIA (tak, nawet powstanie Solidarności, niektórzy próbowali wyjaśniać jako „spisek CIA”, nie podając konkretnie w jaki sposób tylu agentów CIA przeniknęło do PRL, że potrafiło stworzyć dziesięciomilionowy ruch robotniczy i gdzie są na ten temat dokumenty).

Po upadku ZSRR oczywiście sieroty po antyimperializmie zaczęły kombinować jak to uzasadnić, bo ciężko uzasadniać obronę „neocaratu” w Rosji. Ale co tam, wystarczy sama niechęć do USA, żeby uzasadnić wszystko. W ten sposób można już nawet bronić rządu talibów w Afganistanie i ajatollachów w Iranie, bo przecież nie lubią się z USA. To jest już kompletnie zdegenerowana wersja „antyimperializmu”. Z tego nawet Lenin by się śmiał, bo w jego czasach niektórzy tak próbowaliby uzasadniać sens istnienia carskiej Rosji, albo w zależności od zmieniających się układów cesarskich Niemiec.

Tak, podlegamy brutalnym rozgrywkom rozmaitych mocarstw. Ale to nie znaczy, że mamy stawać po stronie jednego albo drugiego, bo nie lubimy bardziej tego pierwszego. Ludzie to nie atomy w pionkach. Mają swoje interesy i walka klasowa, walka rządzących i rządzonych toczy się w poprzek interesów rozmaitych imperiów i neoimperiów. Tylko ktoś z bardzo głęboko uwewnętrznionym autorytaryzmem może w ten sposób widzieć rzeczywistość, że wola ludzi nie istnieje, a istnieją realnie wyłącznie interesy goestrategicznych graczy z których jeden jest gorszy od drugiego dodajmy.

Dlatego tak, można wprowadzać zły, tyrański reżim walcząc z USA. Sama walka z USA nikogo z niczego nie rozgrzesza. Tak samo na odwrót, walka z wrogami USA nikogo nie rozgrzesza w imię „geostrategii”. Więc dziękuję, ale takie „biedarozkminy” prosiłbym prowadzić w jakiejś niszy dla bieda-politologów.

Xavier Woliński