Biedni finansują swoje własne kajdany

decorative illustration of man walking in shackle with tax inscription Photo by Monstera Production on Pexels.com

Ale to lewaki są za obniżką podatków? Pada tu i ówdzie pytanie pod moim tekstem krytykującym podwyższenie podatku VAT na podstawowe produkty spożywcze. Otóż porządny lewicowiec, nie tylko lewak, jest przeciwko podwyższaniu podatków, które uderzą w niezamożnych.

Zwykle w takich momentach odpowiadam: „Podatki są złe, dlatego powinni je płacić bogaci”.

Dramatem lewicy natomiast obecnie jest to, że dała sobie przylepić plakietkę z napisem: „Chcemy wyższych podatków zawsze i wszędzie!”. Sama na to sobie częściowo zapracowała tym moralizatorstwem na temat „obywatelskich obowiązków”. Otóż, jak wszystko w państwie, podatki, to kto je płaci i w jakiej wysokości są przejawem konfliktu klasowego. Niestety niezamożni i klasa pracująca tę bitwę przegrywa. Dlatego mamy ciągle biedni są bardziej obciążeni podatkami niż bogaci.

Wczoraj spore zainteresowanie wywołał mój wątek na instagramowym stories na ten temat. Otóż wiele osób nie ma świadomości, że podatek CIT (Corporate Income Tax), to nieduży procent wpływów do budżetu państwa. Budżet opiera się przede wszystkim na wpływach z podatku VAT.

Zwyczajnie, korpo mniejsze i większe tutaj prawie nie płacą podatków, a od 1 kwietnia nawet biedak, który uciułał grosiki na chleb owszem. W ten oto sposób biedni składają się na rozmaite „inkubatory przedsiębiorczości”, ulgi i dotacje do firm, „wsparcie dla startupów” i oczywiście diety poselskie oraz rozmaite synekury w strukturach państwa.

Te wszystkie biznesy w specjalnych strefach ekonomicznych też mogą istnieć, bo w zamian za nie podatki płacą ci, którzy uciec przed podatkiem nie mogą, bo jest ukryty w każdym towarze. Czyli najczęściej pracownicy tych biznesów, fabrycznych hal i magazynów. I żadnej wdzięczności w zamian nawet nie otrzymują, tylko połajanki.

Tymczasem ta gnojona masa biedaków płaci więcej podatków sumarycznie niż wielki i średni biznes, który cały czas twierdzi, że „wymaga, bo płaci podatki i daje pracę”. Tymczasem pracę „dają” konsumenci, którzy kupują towary i usługi od tegoż biznesu i jednocześnie finansują aparat, który wspiera i chroni jego interesy.

Ten kraj się opiera na łupieniu niezamożnych i średniozamożnych. Państwo zaś nie jest neutralnym arbitrem i dobrodusznym pater familias, ale polem bitwy rozmaitych interesów. Bitwy, którą przegrywamy, jeśli działamy według logiki narzuconej nam przez klasę rządzącą i jej aparat polityczny.

Niestety spora część lewicy zapomniała o swoje historii i występuje teraz jako ideologiczna tuba tegoż aparatu, a nie milionów ludzi, zazwyczaj pracowników najemnych, przygniecionych wymaganiami zarówno ze strony kapitału, jak i państwa.

Xavier Woliński