Gdy sięgam pamięcią, w czasy Porozumienia Centrum, gdy prawica
krytykowała eks-nomenklaturę PZPR, że bierze udział w dzikiej
prywatyzacji i dzięki temu jej ludzie budują imperia gospodarcze, mniej
lub bardziej efektywne, to przypomina mi się zawsze krytyka idei tzw
“państwa ludowego”, der Volksstaat, dokonywana głównie przez anarchistów
w XIX i na początku XX wieku, nawet jeszcze przed powstaniem ZSRR i
państw satelickich.
Ich zdaniem po przejęciu biurokracji
państwowej przez “partię ludu”, kontrolującą gospodarkę, biurokracja
(“nomenklatura”) partyjno-państwowa stanie się nową klasą rządzącą,
która realnie kontrolując gospodarkę w końcu odrzuci zbędną już fasadową
ideologię socjalistyczną i odtworzy kapitalizm, przy czym kapitalistami
staną się właśnie przedstawiciele tejże eks-biurokracji. We wszystkich
krajach tzw. “demokracji ludowej” stało się właśnie dokładnie tak.
I że do tego wszystko zmierza, dokładnie było widać jeszcze przed
przełomem 1989 roku. Klasa rządząca PRL przekształcała się już w drugiej
połowie lat 80., reformy Wilczka-Rakowskiego (tak wychwalane przez
Korwina) tylko ten proces przyspieszyły – umożliwiły rozpoczęcie
przekazywania własności wspólnej tym, którzy byli najbliżej ówczesnych
procesów gospodarczych i politycznych. Czyli głównie nomenklaturze. W
tym nie było niczego zaskakującego dla kogoś dysponującego dostateczną
wiedzą i przenikliwym umysłem.
Prawica to widziała, zwłaszcza ta z
okolic PC Kaczyńskiego. Czuli się po Okrągłym Stole, odsuwani od
podziału łupów (choć ochoczo brali udział np. w rozszarpaniu koncernu
RSW Prasa-Książka-Ruch z którego potem wyłoniła się spółka Srebrna i
przy pomocy SKOK-ów, dzisiejszy biznesowo-medialny konglomerat wokół
PiS). Dlatego rozpoczęli histeryczną walkę z tzw. “postkomuną”
rozkradającą majątek. Tak, to była prawda, dawna biurokracja państwowa i
partyjna rozszarpała PRL. Tyle że “zakonnicy PC” nie byli rycerzami na
białych koniach o czystych intencjach, którzy tę grabież chcieli
zatrzymać, ale pragnęli brać w niej większy udział. Nie chcieli
społecznego zarządzania nad gospodarką. Chcieli kapitalizmu. Ale ICH
kapitalizmu, żeby teraz ICH “resortowe dzieci” mogły przejmować majątki.
Dziś po ponad 20. latach, ich program, ich widzenie świata petryfikują
narrację wokół polskiej gospodarki i polityki. Tymczasem sprawa już się
rozlała, przetworzenie eks-nomenklatury i części elity Solidarności w
nowych kapitalistów już się zakończyło. W normalnej sytuacji w naturalny
sposób więc powinna teraz narracja przejść w krytykę stosunków
klasowych, które w Polsce istnieją. To już nie ma znaczenia jak Kulczyk
zdobył majątek. Istotne jest to że jego dzieci są teraz klasycznymi
kapitalistami i że istnieją konflikty klasowe, którymi trzeba się zająć,
trzeba je rozpoznać i sięgnąć do ich analizy. To już by jednak
pachniało za bardzo “lewactwem”, bo trzeba by sięgnąć wprost do
lewicowego języka.
Ale PiS rządzi pokolenie ludzi, którzy nie są
absolutnie do tego zdolni. Dlatego narracja PiS zatrzymała się na
sytuacji sprzed dwudziestu lat i dalej szukają postkomuny i “resortowych
dzieci”, spisków, układów i powiązań. Nie potrafią ująć tego w
systemowe zależności, relacje i konflikty, które istnieją w każdym
kapitalistycznym kraju. Dlatego jedyne co im zostało to chęć odwojowania
pozycji z rąk wroga i obstawienia ich swoimi ludźmi, ale nie są zdolni
do realnej zmiany systemowej.
Żyjemy po prostu w czasie starców,
którzy wciąż toczą swoje wojny z młodości, toczą je namiętnie i
realnie, wciągając w to nowe pokolenie, które wciąż walczy z przeszłą
“komuną”, w czasach kiedy należałoby się raczej zająć dzisiejszym
kapitalizmem. I na tym polega tragedia tego kraju (oraz większości
pozostałych krajów bloku wschodniego, bo sytuacja jest tam bardzo
podobna). Dopóki bowiem ta sytuacja trwa, nie może się wyłonić żadna
sensowna odpowiedź na realne problemy społeczne i gospodarcze przed
którymi stoimy i które będą z każdym rokiem coraz większe.
/Xavier Woliński