Według prawicy Rosja jest mniejszym zagrożeniem niż Zachód

– Uważam, że zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu. To jest paradoksalne. Oczywiście Rosja jest brutalna, Rosja może wypowiedzieć nam wojnę. Ale Polacy wiedzą, w sensie duchowym, czy psychologicznym, jak z takim niebezpieczeństwem się obejść. Putin nas nie dzieli, tylko łączy – oznajmił w prawicowej TV Republika Zdzisław Krasnodębski, europoseł, profesor Uniwersytetu w niemieckiej Bremie, a wcześniej w Kassel.

Co tam bomby, to nie taki problem. Co tam zrujnowane miasta i ginący w bezsenownej wojnie ludzie. Duch ważniejszy!

Myślę, że to jest świadectwo faktu, że niektórym inteligentom już się tak oderwało od życia, że mieszają im się priorytety.

– Natomiast UE posługuje się innymi środkami. Raczej zachętami, pieniędzmi, siłą miękką, na pewno atrakcyjnością – ciągnie dalej profesor w niemieckich uczelniach.

Niewątpliwie pan profesor mógł tę atrakcyjność, zwłaszcza finansową, przetestować na własnej skórze. I chyba ciągle mało mu tego sprawdzania, bo nie słyszałem, żeby zrzekł się funkcji na zachodzie.

Może część z was pamięta scenę z Samych Swoich, w której Witia Pawlak tłumaczy ojcu, dlaczego zerka na córkę Kargulów:

„Ale tato, jak ja się napatrzę, tak dobrze, i w nocy się przyśni, to jej tak nienawidzę, że strach”.

Widać pan profesor tak z bliska musi doświadczyć tego zła, tych eurasów zachodnich, żeby złość w nim spotęgować. Ale to nic wyjątkowego wśród konserwy wschodnioeuropejskiej. Wszak propagandyści, politycy i oligarchowie rosyjscy mają podobnie. Też werbalnie nienawidzą Zachodu i wychwalają wschodniego ducha. Ale rodziny wysyłają na Zachód, a i sami kiedy jeszcze mogli, czas woleli spędzać np. we Francji.

Może także po to, żeby w sobie nienawiść spotęgować, kiedy już się tak napatrzą?

No, ale chyba czas w końcu wrócić na łono ducha wschodniego? Tych naszych wspaniałości duchowych, którym nie straszna bomba, rakieta, nawet ta termobaryczna. I gdzie zarabia się w złotówkach.

Xavier Woliński