Eldorado dla młodych?

Niektóre osoby tkwiące głównie w swojej banieczce zdziwiło, że tekst „młodym żyje się lepiej niż kiedykolwiek i nie mają powodu krytykowania kapitalizmu” może być dla „młodych” niezwykle irytujący.

Naturalnie takie skrajne uogólnienia w rodzaju „młodzi”, „starzy” są analitycznie wątpliwe. Można bez trudu znaleźć przykłady, że w jakiejś rodzinie żyje się teraz „lepiej” młodszemu pokoleniu niż starszemu i na odwrót. Ale skoro operujemy wielkimi skalami, to przyjrzyjmy się jak to może wyglądać z lotu ptaka i zastanówmy się w jakich obszarach wygląda to słabo dla przeciętnego młodszego czy zbliżającego się do wieku średniego pracownika najemnego.

– brak własnego mieszkania i niedostępność taniego mieszkalnictwa na wynajem. Historie mieszkaniowe dominują absolutnie w moich rozmowach z młodymi ludźmi. Jeśli ktoś odziedziczył mieszkanie w wielkim mieście, ma już sporu bonus życiowy z którego czasem nie zdaje sobie sprawy. Jeśli nie odziedziczył (a takich jest większość), to cóż…

Nie załapałeś się na „złote lata 90.” gdzie całe niemal pokolenie uwłaszczyło się za bezcen na mieszkalnictwie, które wcześniej było formą dobra wspólnego? Cóż, twój problem, trzeba było wstawać wcześniej.

Oczywiście są historie takie jak reprywatyzacja oraz prywatyzacja zakładówek, więc znowu, uogólnianie jest śliskie. Ale niewątpliwie te osoby, które w wyniku transformacji zostali z niczym, tę sytuację przekazali także kolejnym pokoleniom. Nie można było „dla poratowania sytuacji”, albo nawet w celu wysłania dziecka na lepsze studia, wziąć kredytu pod zastaw mieszkania. Niezamożność się dziedziczy tak jak zamożność. Transformacja może zacierać się w pamięci, ale jej skutki odcisnęły piętno na kolejnych jej „dziedzicach”. Tu postawię kropkę, bo wiecie, że o mieszkaniówce i transformacji mogę pisać bez końca.

– uśmieciowienie rynku pracy, które dotyka wszystkich „młodych”. Pierwsze uderzenie tego procesu było w trakcie „wielkiego kryzysu” pierwszej połowy lat dwutysięcznych. Tak więc osoby, które były królikami doświadczalnymi „elastyczności” wówczas, teraz są już mocno po czterdziestce. Jak wiadomo, uśmieciowienie powoduje, że emerytur nie będzie, płatnych urlopów nigdy nie było, człowiek więc zaciskał pasa, żeby coś odłożyć, ale często się nie udawało.

Chorobowego też za bardzo nie było, więc to wszystko odbija się na zdrowiu i wkrótce przyniesie owoce w postaci zdewastowanego organizmu, przepracowanego i przemęczonego. Ale… emerytur nie będzie, więc perspektywa schorowanego ciała pracującego do śmierci – to jest przyszłość „młodych elastycznych”. Większość starszych osób z mojej, robotniczej i wcale nieszczególnie zamożnej w związku z tym rodziny, jest taka, że wszyscy mają emerytury.

– Katastrofa klimatyczna, to jest kolejny wątek, który się pojawia bardzo często. Tak więc coraz więcej młodych osób widzi, co się dzieje i co zaraz będzie się działo i wie, że im są młodsze, tym więcej zapłacą za szaleństwa poprzednich pokoleń. To jest coraz bardziej dominujący wątek rozmów z osobami w najmłodszym wieku. To one będą musiały wziąć na siebie ciężar walki o nasz gatunek. Nie jakąś tam ideologię, nie jakieś tam Wielkie Polski, Europę, walkę z PiS, walkę z PO. Nie. Nadchodzi tytaniczna walka o same biologiczne podstawy funkcjonowania gatunku. Starcie o skali i grozie jakiej ten gatunek nigdy nie doświadczył. Naprawdę, chcecie się zamienić?

– Jeden z argumentów jest taki, że „młodzi mogą swobodnie wyjechać”. Aha, czyli to, co ma im do zaoferowania system zbudowany przez „stare pokolenia” to albo praca do śmierci na śmieciówce, bez związków zawodowych, bez sensownych osłon w razie problemów, albo ucieczka z kraju. Fajnie sobie to wykombinowali. Ucieczka z kraju jako „symbol dobrobytu”. To jakaś bardzo perwersyjna definicja tego pojęcia.

Opowiadanie ludziom, że nie mają po co się buntować, bo jest im luksusowo, jest po prostu bezczelnością redaktorków, którzy świata nie widzieli poza miasteczkiem Wilanów. Trzeba wyjść zza monitora i robić to, co np. ja. Rozmawiać z ludźmi z różnych kontekstów, z różnych miast i miasteczek, z rozmaitych pokoleń. A zwłaszcza ze zwykłymi pracownikami, którzy nie należą do 2 procent najlepiej zarabiających. Oni i one opowiedzą o tej „krainie mlekiem i miodem płynącej”, ale w słowach, które nie nadają się do cytowania.

Xavier Woliński