Gdzie byłeś, kiedy lud wystąpił przeciw faraonom?

Jednym z problemów, kiedy obserwuje się tak długo sytuację polityczną i ekonomiczną w Polsce i na świecie jest fakt, że zawsze pojawia się ktoś, kto próbuje „wyjaśniać ci świat” po przeczytaniu jednego tekstu.

Rodzi to niejakie frustracje. Np. „a czemu nie zajmowałeś się tym wcześniej”. Zajmowałem. Już 15 lat temu o tym pisałem. Albo „od kiedy PiS rządzi policja robi co chce”, cóż pisałem o tym zanim jeszcze PiS doszedł do władzy, że robi co chce. Albo „dlaczego krytykujesz PiS, gdzie byłeś za PO?” No jak gdzie byłem, tutaj byłem, albo na jakiejś demonstracji. Gdzie miałem być?

Dlaczego wcześniej nie zajmowałeś się X? Np. nie zajmowałem się Afganistanem i nagle się zajmuję. Ciężka sprawa, bo ostrzegałem że forma w jakiej USA interweniuje doprowadzi do katastrofy na samym początku inwazji na ten kraj. Że żadnej demokracji nie zbudują, bo demokracji nie wnosi się na zewnętrznych bagnetach. Dziś sam prezydent USA przyznaje rację, że ich celem była „akcja antyterrorystyczna”, a nie „budowanie demokracji”. USA mówiło latami co innego, ale w końcu oficjalnie się przyznali, że to nie było celem, bo to cel pozbawiony sensu w takiej formie.

Albo np. piszę ironiczny tekst, a ktoś bierze go na poważnie. Napisałem wczoraj trochę złośliwy tekst mający na celu ukazać obecną formę tzw. „demokracji” jako zakamuflowaną, ale doskonalszą formę dyktatury. Doskonalszą, bo dającą pozór wyboru. Niektórzy nie wyczuli ironii i zaczęli pouczać, że „analiza upadku PRL i ZSRR słaba”. To nie była „analiza upadku PRL i ZSRR”, bo gdybym taką na serio chciał napisać i uznać ją samemu przed sobą za „w miarę wystarczającą”, to pewnie musiałbym napisać w końcu książkę. Dla niekumatych: nie, nie uważam, że samo zmienienie fasady politycznej mogłoby uratować ZSRR przed upadkiem, bo przyczyny były nieco bardziej skomplikowane.

To, co robię, to tak naprawdę swego rodzaju „opowieść w odcinkach”. Trudno każdy tekst z osobna traktować jako zamkniętą całość i „pełną analizę”. Czasem do tematu wracam po roku, czasem po dziesięciu latach, ale to jest cały czas fragment tej samej opowieści zmagań z rozmaitymi formami władzy. I oczywiście nie wymagam, żeby każdy znał na pamięć każdy mój tekst. Choć są nieliczni, którzy czytali mnie jeszcze w czasach przedfejsbukowych. Idzie oto, żeby nie zakładać, że „czymś się nie zajmowałem”, „wcześniej mnie nie obchodziło”, itd.

Xavier Woliński