Dzisiaj wypłynęła fota jak się Nitras z Dworczykiem wesoło obejmują i gaworzą na spotkaniu w sprawie Campusu Polska. Ponoć Dworczyk był tam „przypadkiem”, ale mowa ciała pokazywała, że panowie się generalnie lubią.
A potem będą teatralnie na siebie pluć z mównicy sejmowej, wyzywać od agentów. Spora część publicystów opozycyjnych i rządowych pompować będzie temat „zagrożenia dyktaturą”, „totalnej opozycji”, „ostatniego boju” jesienią o wszystko, o Polskę, o demokrację, o Europę, o świat, o przyszłość, o przeszłość, o wolność, o ojczyznę, o wiarę, o Boga, o rodzinę, itd.
TVN i TVP grobowymi głosami będą straszyć ludzi „tymi drugimi”, którzy jak utrzymają/dojdą do władzy to zniszczą wszystko, będziemy żreć gruz, będziemy siedzieć w obozach. Ludzie, co przecież zrozumiałe, którzy to czytają czy oglądają, przerażeni będą biec do urn, na manifestacje, niektórzy będą nawet gotowi do walki z sobą o swoje frakcje. Część straci nawet zdrowie, ktoś się podpalił, ktoś został zatrzymany.
A potem wyciekają takie fotki. Z imprezy u Mazurka, albo jak dzisiaj z „radosnego spotkania kolegów z POPiS-u”. Czy tak się zachowują względem siebie ludzie, którzy realnie czują, że ten drugi zrobi mu krzywdę? Uchachani, rozluźnieni, obejmujący się.
Dla nich to teatr, przedstawienie, reżyseria wyobrażeń, którymi karmią od rana do wieczora ludzi, żeby dorwać się do koryta, podzielić tortem, ustalić niczym gangi strefy działania, „nasze dzielnice, wasze dzielnice”. Dla was to jest życie, to jest dezorientacja, czasem lęk, kiedy oni celowo pompują apokaliptyczne wizje, żeby zagonić swój fragment „masy elektoralnej” do urn.
Nie mówią nawet już szczególnie co chcą zmienić, poprawić, zrealizować, jakie mają plany względem katastrofy klimatycznej, praw kobiet, praw pracowniczych, lokatorskich, kryzysu mieszkaniowego. Nie muszą. Wiedzą, że lęk działa lepiej jako mobilizator. Ludzie przerażeni „tymi drugimi” lecą do urn, nie dlatego, żeby coś uzyskać konkretnego, ale żeby, w swoim przekonaniu, „powstrzymać większe zło”.
Żeby to działało musi to być rozgrywka jak w jakichś filmach o superbohaterach. Jakiś wielkich dominatorów, samców alfa. Wówczas ludzie jak w jakiejś baśni utożsamiają się a to z jednym, a to z drugim bohaterem. Kibicują niczym sportowcom, angażują się emocjonalnie, wreszcie niektórzy fanatyzują.
To, jako osobie, która próbuje tu nie oszaleć, jawi się jako rosnący koszmar, jakaś gigantyczna arena, gdzie drą się bez końca rozemocjonowane tłumy. Tak bardzo się drą, że się już nawzajem nie słyszą, nie słuchają.
Dopiero kiedy zejdzie się na poziom zwykłych ludzkich problemów, naszych prostych interesów, okazuje się, że ten który głosował na PiS, może dogadać się z tą która głosowała na Lewicę, albo nie głosowała. Okazuje się, że walka o dostęp do mieszkań staje się ważniejsza niż to plucie i ujadanie w Sejmie i głównonurtowych mediach. Przeżyłem to nie raz i nie dwa. Widziałem cuda, jak były członek Klubu Gazety Polskiej siedzi obok osoby niebinarnej i po prostu robi rzeczy. Gdzie osoba, która dosłownie parę dni wczesniej opowiadała, że „ci Ukraińcy zabierają mieszkania”, jak pojawia się żywy, prawdziwy Ukrainiec z problemem lokatorskim doradza mu jak każdemu innemu i cieszy się „jaki to sympatyczny chłopiec”. Takie cuda są możliwe, ale pod warunkiem, że ludzie zaczną z sobą rozmawiać, współdziałać i rozmawiać językiem ich własnym, a nie tym jadem sączonym przez polityków z radia i telewizji.
Niestety, takich wysepek jest mało, bo i mało jest takich jak my. Wywrotowców, najbardziej niebezpiecznych na świecie, którzy uważają, że jest obojętne skąd przychodzisz i co tam ci twoje media nawtykały do głowy. Ważne, co od dzisiaj, od teraz możemy zrobić razem dla dobra własnego i wspólnego.
To jest przebłysk innego, możliwego do realizacji świata. Ale obawiam się, że znowu ten zalążek stratują rozhisteryzowane tłumy fanatyków.
Xavier Woliński