Jak liberałowie we Włoszech faszyzm “powstrzymywali”

Wszystkim liberałom, którzy uważają, że kokietowanie skrajnej prawicy to nic takiego, polecam studiowanie historii międzywojennej. Historia Niemiec pojawiała się już często, więc może tym razem historia Włoch.

W szczególności polecam zagłębienie się meandry polityki włoskich liberałów przed dojściem do władzy faszystów (tak, tych “oryginalnych”). Uosobieniem i głównym kreatorem tej polityki był Giovanni Giolitti, wielokrotny premier i przywódca Partito Liberale Italiano.

Giolitti był politykiem nowoczesnym, idealnym niemal centrystą bez właściwości. Prasa przedstawiała go jako człowieka o dwóch twarzach, który i robotnikom coś doda, i kapitalistom coś sypnie. Powiedziałbym, że to był ktoś tak idealnie okrągły, jak Trzaskowski, ale to jednak byłaby pewna obraza dla Giolittiego. Jego głównym celem zawsze była stabilizacja systemu kapitalistycznego w burzliwych czasach przemian politycznych i gospodarczych. Początkowo flirtował z rosnącymi w siłę socjalistami, ale kiedy pojawił się masowy ruch po prawej stronie, zwany faszyzmem, przerzucił dość szybko tam swoje plany.

Uważając, że establiszment jest w stanie bez trudu kontrolować nowy, niedoświadczony ruch, stworzył z nimi koalicję wyborczą i wspólne listy do parlamentu. Tym samym faszyzm został wprowadzony z ulicznych burd prosto do mainstreamu politycznego. Mussoliniemu właśnie o to chodziło. Liberałami i całym głównym nurtem ówczesnym gardził, ale potrzebował ich wsparcia, żeby faszyści zaczęli być traktowani jako “normalna” opcja polityczna.

A potem był Marsz na Rzym. Faszyści nie zdobyli władzy za pomocą kartki wyborczej, ale dzięki masowej przemocy i przede wszystkim układowi z ówczesnymi elitami, które reprezentował król. Być może Giolitti już przeczuwał wtedy, że popełnił błąd, ale wspierał początkowo wszelkie autorytarne posunięcia faszystów. Liberałowie otrzymali parę nic nieznaczących stanowisk w nowym świecie faszystowskim.

Jego liberalne serduszko pękło dopiero wtedy, kiedy faszyści przeforsowali radykalne ograniczenie wolności słowa. Krzyczał z mównicy: “Na miłość do naszej ojczyzny! Nie traktuj Włochów tak, jakby nie zasłużyli na wolność, którą zawsze mieli w przeszłości!”. Cóż, nikt go poważnie już nie traktował. To był koniec potężnego niegdyś premiera i jego liberalnej fantazji.

Nie wierzę specjalnie, że o wiele głupsi od Giolittiego nasi liberałowie jakieś wnioski z tego wyciągną, ale nie mówcie, że nie ostrzegałem.

Xavier Woliński