Jak wierchuszka PiS nie ma pomysłu, co robić, to zawsze zaczyna nagle domagać się reparacji od Niemiec i generalnie włącza antyniemiecką agitkę.
Część osób w Polsce uwielbia takie spektakle i rozkręcanie nacjonalistycznego żaru oraz uruchamiania jakichś kompleksów. Potem, jak już problem z którym się mierzyli udało się obejść, albo sam się rozwiązał, to o reparacjach zapominali na parę lat. I tak w kółko.
Różnica jest jednak taka, że teraz mamy wojnę na wschodzie, poważny kryzys gospodarczy, a w zasadzie całą serię kryzysów, łódeczka w której płyniemy jest rozbujana już maksymalnie i słychać jak trzeszczy. Zamiast więc koncentrować się raczej na współpracy, wyciągana jest zgrana już wielokrotnie karta.
Nie wiem ile razy już sprawę reparacji komentowałem w ciągu lat, ale mam déjà vu. Nawet nie chce mi się wchodzić głębiej w ten temat, bo robiłem to już parę razy przez te lata. Zwłaszcza, że ani wtedy, ani teraz o realne reparacje nie chodzi, tylko jak zwykle o rozpalenie emocji i jałowych dyskusji.
Skoro jednak są tacy „do przodu”, to mieli całe lata na „wyszarpanie” tych reparacji. Ale wiedzą, że poszły po wojnie do Moskwy i musieliby żądać ich wypłaty od niej, ponieważ to ZSRR zobowiązywał się „zaspokoić polskie żądania o odszkodowanie ze swej własnej części”. No, ale wiadomo, że Putin by ich wyśmiał i powiedział Kaczyńskiemu, żeby sam się po nie wybrał do niego, najlepiej w czołgu. Tysiąc razy było to wałkowane.
No, ale jeśli snuje się absurdalne wizje, że Niemcy są obecnie także wielkim zagrożeniem i próbuje się uprawiać jakąś rekonstrukcję historyczną lat 30., to ja powiem tyle. Panie Kaczyński, przesadziłeś z lekturami biografii Piłsudskiego. Nie jesteś w jego butach pod żadnym względem.
W innym tekście pisałem, że przekleństwem krajów europejskich jest to, że żyją ciągle zanurzeni w swojej historii, zamiast żyć tu i teraz oraz analizować zagrożenia, potężne zagrożenia dodam, które czają się w przyszłości. Np. wynikające z kryzysu klimatycznego, które szachownicę wywrócą jeszcze kilka razy. Żeby temu sprostać, trzeba raczej kooperować, a nie wywoływać kolejną nacjonalistyczną awanturę. Już naprawdę mamy w Europie dość nacjonalizmów, które w XX wieku dwa razy sprowadziły ją na granicę samozniszczenia. Mało wam tego? A przecież wówczas każdy kraj miał swoje żale względem sąsiadów i każdy uważał, że te żale są jak najbardziej osadzone w „prawdzie”.
Nie chodzi też zresztą, żeby nie negocjować, żeby nie starać się o jakieś ustalenia czy koncesje od innych krajów. Ale nie w atmosferze tego nieznośnego, jałowego jazgotu „mocarstwowego”.
Niczego bardziej nie lubię, niż erupcji takiej paplaniny.
Xavier Woliński