Konflikt mieszkaniowy a młode osoby

Zauważyłem, że utrwaliła się taka klisza, że jeśli osoba jest „starsza” to z automatu jest „biedna” i należy jej się większe wsparcie niż młodszym osobom, które „sobie poradzą”, bo ich głównym problemem jest „bunt młodzieżowy”.

Akurat głównie pracuję wśród osób starszych w działalności lokatorskiej i zajmuję się faktycznie biednymi, starszymi osobami, zwykle tymi, które nie załapały się na „złote lata 90.”, czyli nie uwłaszczyły się na jakimś mieszkaniu. I często te osoby są gnębione przez ludzi z ich własnego pokolenia, którzy akurat zdążyli się uwłaszczyć na całych blokach byłych mieszkań zakładowych.

Tyle że często sam problem lokatorski jest właśnie „skojarzony” z problemami starszych osób. Tymczasem mamy całą masę młodych ludzi, którzy nie mogli się na niczym uwłaszczyć, bo wszystko już zostało sprywatyzowane. I jeśli nie mają wsparcia zamożniejszej rodziny, to są często w znacznie gorszej sytuacji niż osoby starsze, które za ułamek wartości wykupiły np. mieszkanie spółdzielcze.

Praktycznie nie istnieją te osoby w opowieści medialnej czy politycznej. To są całe masy młodych osób, które próbują się utrzymać na powierzchni w dużych miastach. Studiują, pracują, po skończonych studiach dalej pracują na śmieciówkach. O kredycie mogą zapomnieć, a czynsze przebijają kolejne sufity. Stąd uważam, że np. skłoting, zajmowanie pustostanów, będzie narastał. I będzie dochodzić do coraz liczniejszych konfliktów z pokoleniem starszym, które dysponuje własnością. To nie wynika z prostego „konfliktu pokoleń”, bo jak pisałem, jest mnóstwo osób w starszym wieku, które też nie załapały się na „eldorado uwłaszczeniowe”. Czyli to specyficzna forma konfliktu ekonomicznego.

Niemniej jednak o ile o starszych osobach czasem się wspomina i „pochyla”, to o młodych bardzo rzadko. Zakłada się, że przecież mogą „zmienić pracę i wziąć kredyt”.

Dlatego uważam, że np. walka o przystępne czynszowo mieszkalnictwo komunalne może być odpowiedzią na część tych problemów. Tylko jak „komunalki” odkleić od wizerunku czegoś dla ludzi „starszych”, które się „załapały na przydział” jeszcze w PRL? To jest moim zdaniem wyzwanie dla całego ruchu lokatorskiego na najbliższe lata.

Ponieważ problem mieszkaniowy narasta i będzie narastał. I podział na tych, którzy „posiadają i nie posiadają” stanie się jednym z kluczowych problemów, zwłaszcza w dużych miastach.

A przecież to, ile wydajemy na najem/kredyt wpływa na całe nasze życie i na naszą przyszłość, a także przyszłość ewentualnych naszych dzieci. Jeśli większość dochodów wydajemy na mieszkanie, to stajemy się niewolnikami, bo „trzeba zarobić na rosnący czynsz lub ratę”. Dlatego te osoby, które mają szczęście mieszkać w swoim mieszkaniu nieobciążonym kredytem są w radykalnie odmiennej sytuacji ekonomicznej niż osoby, które są obciążone kredytem lub komercyjnym czynszem.

To jest niemal nieistniejący w masowej świadomości problem. Nawet osoby, które tkwią w tym niewolnictwie czynszowo-kredytowym nie zdają sobie sprawy, że to jest problem masowy, społeczny, a nie ich indywidualny los.

Bez tego uświadomienia i zorganizowania ruchu wokół tego, nie ma co nawet liczyć, że związani z deweloperką politycy rozmaitych partii to sami z siebie zmienią.

Xavier Woliński