Książkowe boje internetowe

Widzę zażarte boje w internetach na temat kolejnej książki, której większość dyskutantów nie przeczytało. Chodzi tym razem o „Nie ma i nie będzie” Magdaleny Okraski. Sam nie czytałem jeszcze, więc się nie wypowiem. Od dawna unikam personalnych awantur na tzw. lewicy, więc nie mam widocznie odpowiedniego żaru polemicznego w sobie, bo jestem poza wszelkimi środowiskowymi inbami ostatnimi laty i nawet proszę nie próbować mnie w to wciągać.

Natomiast dla mnie każda książka o transformacji jest cenna. Uważam, że problem jest daleki od przepracowania (stąd może niektóre gwałtowne reakcje), więc każda mnie cieszy. Ostatnio podobnie było z książką Katarzyny Dudy „Kiedyś tu było życie”. Jestem wdzięczny osobom, które próbują „rozdrapywać rany”, o których „ludzie sukcesu III RP” woleli by najchętniej zapomnieć. Każda kolejna daje nadzieję na wywołanie jakiejś poważniejszej debaty, tak jak to jest w przypadku wątku prac o pańszczyźnie.

 Nawet jeśli po przeczytaniu zostawia niedosyt, czy wątpliwości, to nie zmienia mojego podstawowego przekonania, że te książki są niezbędne, żeby wreszcie w Polsce na nowo można było rozpatrywać historię nie wyłącznie z perspektyw elit politycznych czy gospodarczych. Sam staram się to robić na swój sposób i ze swojej osobnej perspektywy. Wszak wywodzę się z nieco odmiennej tradycji politycznej i filozoficznej niż dominująca na lewicy w Polsce, więc różnica jest oczywista i dla mnie niezaskakująca.

Tak jak „nurt pańszczyźniano-chłopski” dopiero rozpoczął na nowo swoją wędrówkę do powszechnej świadomości, tak i krytyczny nurt o transformacji moim zdaniem dopiero zaczyna na poważnie swoją drogę. Liczę, że książek, zarówno naukowych, reportażowych, czy publicystycznych będzie więcej a nie mniej.

W każdym razie, tak jak kupuję każdą książkę „pańszczyźnianą”, tak i staram się kupować i w miarę możliwości czytać każdą książkę o transformacji. Tak samo będzie w przypadku pracy Magdaleny Okraski. A jak przeczytam, to podzielę się opinią tutaj, albo przy jakiejś innej okazji. Ale na inbę raczej nie liczcie, bo jestem nimi śmiertelnie znudzony i zmęczony.

Swoją drogą zastanawiam się, czy nie włączyć jakiegoś cyklu książkowego do Wolnelewo. Np. rozmów z autorami i autorkami, (w tym także z tymi, z którymi się nie we wszystkim zgadzam) albo czegoś innego. Co o tym sądzicie? Prawdę mówiąc najbardziej lubię rozmawiać z aktywistkami i aktywistami, bo to jest mi najbliższa perspektywa, a intelektualistki i intelektualiści bywają chimeryczni, ale jakoś trzeba sobie z tym radzić 🙂. Warto próbować?

Xavier Woliński