Południowokoreański
film „Parasite” o silnie antykapitalistycznej wymowie zdobył Oscara.
Jego popularność i powszechne uznanie krytyków mówią coś o
współczesności.
Opowiada historię pracujących biedaków,
walczących o przetrwanie w zamożnym i stechnicyzowanym społeczeństwie
kapitalistycznym w którym jednocześnie istnieją głębokie nierówności
społeczne, a część ludzi cierpi na niedożywienie.
Korea
Południowa momentami przypomina Polskę. ¼ jest samozatrudniona i
panuje wielki kult pracy i “zaradności”. A także wdrukowane jest
poczucie, że ten który jest od nas wyżej na drabinie społecznej jest
także pod każdym innym względem od nas lepszy, także moralnie i należy
bić przed nim pokłony. Hierarchiczne, pełne hipokryzji i bezwzględne dla
tych żyjących niżej społeczeństwo. Coś wam to mówi?
Film jednak
nie pozostawia wielkich nadziei, niezamożni są w nim niezdolni do
współpracy, bezwzględnie konkurują o okruchy z pańskiego stołu i czasem
jedynie pojawiają się nieskoordynowane eksplozje rozpaczliwej przemocy,
które zasadniczo nie powodują szczególnych wyłomów w systemie.
Ci, bez których nie istniałby kapitalizm, ci na samym dole, którzy
składają pudełka po pizzy, żeby inny trochę mniej biedny mógł ją
sprzedawać taniej, są traktowani jak pasożyty. Tymczasem wygrani na
loterii, żyjący w luksusie nawet nie są świadomi sytuacji w jakiej
znajduje się cała reszta. Zapewne nie chcą być świadomi.
Reżyser
zadaje pytanie, kto tu jest pasożytem? No, właśnie kto? Może sam fakt,
że zadajemy sobie już takie pytanie i to pytanie przyniosło taki sukces
filmowi, świadczy o tym, że powoli nadchodzi zmiana. Na początku było
słowo, ale to słowo było pytaniem.