Napiszę ogólnie tak. Żaden polityk, a zwłaszcza jeżdżący lexusem kapitalista, obojętnie czy rolny czy miejski, nie jest potrzebny ruchom społecznym do niczego.
Wręcz przeciwnie, to oni potrzebują ruchów społecznych, żeby się pokazać, jak są blisko „spraw ludzi”. Jest taka prawidłowość, że jak pojawia się nowa partia albo nowy polityk in spe, to nagle pojawiać się zaczynają na wszystkich protestach społecznych, robią sobie focie, a to ze związkowcami, a to z aktywistami. To jest tak nudne i przewidywalne, że mam poczucie życia w stałym deja vu.
Niektórzy uważają, że „bez polityków nie nagłośnią problemu”. Serio? To znaczy, że z danym ruchem jest coś nie tak, jeśli bez zewnętrznego wsparcia nie daje rady czegoś nagłośnić.
I teraz oczywiście mamy też do czynienia z kolejną taką „gwiazdą” sezonu. Sam pochodząc z ludu, mam ten „ludowy” widocznie spryt i mam nosa do hochsztaplerów politycznych, którzy próbują po ludowych plecach dorwać się do koryta. To samo czułem przy Wałęsie to samo czułem przy kolejnych jego „klonach”. I tak samo ku mojemu zaskoczeniu moi znajomi o lewicowych zapatrywaniach, ale pochodzący z inteligencji, mają tendencję do padania przed takimi osobami na kolana.
Czy to my potrzebujemy polityków, czy oni raczej nas? Nie zliczę ilu takich pogoniliśmy ze spotkań lokatorskich czy pracowniczych, a którzy przyłazili z tymi swoimi logami, ulotkami przed wyborami. Wysyłają pytania w stylu „popieramy wasze postulaty, czy możemy sobie wpisać nazwę waszej organizacji, że popieramy i współpracujemy?”. Odpowiedź mamy już standardową: Nie potrzebujemy tego rodzaju poparcia.
Tak więc zamiast popadać w kompleksy przed „paniami i panami z telewizji” zastanówmy się kto kogo tak naprawdę potrzebuje? Kto potrzebuje „tła ludowego” na którym będzie błyszczał, choć jest bankseterem z miasta, landlordem czy innym wiejskim przedsiębiorcą?
Ja ich do niczego nie potrzebuję, a jeśli czegoś żądam to ewentualnie, żeby realizowali to co sami naobiecywali przed wyborami. „Panie poseł, łaskawie pozwól nam nagłośnić, że mieszkań nie ma i są drogie” – to jest mentalność niewolnika, zwłaszcza, że oni wręcz sami szukają tematów na których mogą wypłynąć. „Panie poseł, krwa, gdzie są te mieszkania które przed wyborami naobiecywaliście?” – to jest jedyny środek dyskusji z politykami, którego się boją. A konkretnie boją się tego, że osoba wyglądająca jak elektorat do którego apelują powie to w mediach.
Żadnego łaszenia się i przymilania. Trzeba ich gonić do roboty kijami, a nie sobie robić z nimi foteczki i przybijać piątki.
Xavier Woliński