Co to jest „dziecko” dla fanatyków?

Dla fanatyków „dziecko” generalnie funkcjonuje jako „idea” i to dość niekonkretna. Może nie mieć czaszki, może nie mieć nawet mózgu. Może składać się z jednej komórki, ale to „człowiek”. Nie jest to więc realnie istniejący podmiot, ale abstrakcyjna koncepcja. Oni oczywiście arbitralnie decydują kiedy ta idea „wciela się w życie”. Panowie życia i śmierci można powiedzieć

Natomiast kobieta już jest trochę takim „nie do końca człowiekiem”. W tym porządku ideowym, jest to generalnie inkubator z funkcjami opiekuńczo-wychowawczymi. Jak wiadomo inkubator stoi niżej w hierarchii niż człowiek, więc ma prawo w wyniku procesu inkubacji się zepsuć i przestać działać. Tak więc kobieta w depresji to „nieco uszkodzona maszyna”, ale można ją zmusić do działania. Nie szkodzi, że może jej się coś stać w wyniku tej poważnej choroby i tego wymuszania funkcjonowania po ich myśli. W naszym świecie oznacza to śmierć człowieka, w ich świecie, cóż, zawsze znajdą inny inkubator z odpowiednimi funkcjami.

Ok. To mniej więcej mamy ogarnięte. Ale w przypadkach takich jak sprawa pacjentki ze szpitala w Białymstoku, nie da się jednak całkowicie pominąć roli decydentów w tej jednostce. Sukces fanatyków nie polega na przyklepaniu jakiegoś zjawiska w prawie.

Sukces polega na tym, że udało im się swoją definicję wepchnąć do głów ludzi i to kluczowych. Do części personelu medycznego. Robili to przez lata, dlatego w wielu regionach kraju jeszcze przed rządami PiS wykonanie nawet legalnej aborcji było niemożliwe. Bo „klauzula sumienia” i takie tam.

I to jest problem o wiele poważniejszy. Ponieważ ta rozproszona świadomość wpływa na coś o wiele ważniejszego niż papierowe prawo. Wpływa na konkretną praktykę. Oni to wiedzą, dlatego zmiany prawne to był ostatni krok dla nich do wykonania. Wiele wysiłku włożyli natomiast przez lata w „obróbkę” ideologiczną „na dole”. Teraz jest potrzeba działania odwrotnego, na podobną, o ile nie większą skalę.

Xavier Woliński