„Wstrzymanie presji płacowej to najważniejsze wyzwanie na 2023 r.!” – apeluje Janusz Filipiak, prezes Comarchu. „Płaca minimalna powinna być zawieszona, bo nie będziemy mogli skutecznie walczyć z inflacją” – dramatyzuje Adam Abramowicz, rzecznik MŚP w randze ministra.
Czyli wielki powrót bajki o „spirali płacowo-cenowej” w sytuacji, kiedy płace realne spadają w tempie ponad 4 proc. rocznie, a co za tym idzie także produkcja i konsumpcja hamują.
Szczególnie zabawny jest przypadek Abramowicza, który opowiadał niesamowite rzeczy w programie EKG w Tok FM. Sentencje, których mógłby pozazdrościć sam Balcerowicz. Np. zaapelował, aby związki zawodowe poparły postulat zawieszenia płacy minimalnej, odwołując się oczywiście do „interesu ogólnego”. To znaczy interes kapitału tradycyjnie u nas jest pojmowany jako interes całości.
Dziennikarz generalnie wyrażał z rozmaitymi poglądami pana ministra „pełną zgodę”, ale zapytał, jakby przekonał pracowników, żeby zgodzili się na taki postulat. Pan minister powiedział, że przecież płace realne spadają, to i tak siła nabywcza spada, więc równie dobrze mogą się zgodzić na zamrożenie płac nominalnych w imię walki ze „spiralą płacowo-cenową”, którą straszą rzecznicy kapitału. Czyli innymi słowy, mają zgodzić się na jeszcze szybszy spadek płac realnych.
Ciekawa była potem polemika pomiędzy Abramowiczem a Janem Zygmuntowskim z Polskiej Sieci Ekonomicznej na Twitterze, w której ekonomista poprosił o wskazanie dowodów na istnienie straszliwej spirali płacowo-cenowej w Polsce, dodał do tego wykres wskazujący rzeczywisty spadek płac. Abramowicz wstawił jako kontrargment… linka do Wikipedii.
Prezes Comarchu, mimo że ma podobne przemyślenia, przynajmniej jest bardziej realistyczny. Stanął bowiem przed dylematem (akurat tutaj w stosunku do informatyków), albo podniesie pensje, albo mu wyjadą z kraju. Przypomnę, że pracowników tzw. fizycznych dotyczy to także. Jak nie będziecie dbać o ich siłę nabywczą, to znowu zaczną masowo wyjeżdżać. Gdzie indziej inflacja też jest spora, ale generalny poziom życia inny, a życie w Polsce zawsze było prawdziwym „luksusem” na który pozwolić sobie mogą już tylko Prawdziwi Patrioci ™.
Co więc robić? Jak trwoga kapitału, to do państwa. Pozostaje wsparcie ze środków publicznych. Filipiak oznajmił, że chociaż Comarch bezpośrednio nie jest uzależniony od środków publicznych, to korzystają z nich firmy, które są klientami przedsiębiorstwa. Dlatego pieniądze muszą płynąć do biznesu Ciekawe jak to wpłynie na inflację, bo chyba jednak nie tylko płace mają na nią wpływ, a może to tylko wina „roszczeniowych pracowników” jak zawsze?
I tak to się kręci w tym kraju. Balcerowicz wiecznie żywy, jego duch nawet w rzekomo „ludowym rządzie” jest obecny. Symbolem tego jest wprowadzenie przez Czarnka od przyszłego roku przedmiotu „Biznes i zarządzanie”, gdzie pewnie będą się uczyć, że mieszkanie nie jest prawem człowieka, za to prowadzenie biznesu owszem i powinno być wspierane przez państwo, a kasa powinna płynąć nawet nie rokujących biznesików i rozmaitych „startapów” produkujących „innowacyjne” pierdzące apki.
Liczę, że to najmłodsze pokolenie będzie mądrzejsze i korzystając z doświadczenia poprzedników tym razem nie da się złapać na tę propagandę i nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Zawsze można poprosić prezesa czy menedżera o odpowiedź na pytanie, o ile w imię „interesu ogólnego i walki z inflacją” obniżył już sobie pensję? Pana ministra też bym o to zapytał, ale nie chce mi się za dużo siedzieć na Twitterze, bo to miejsce tylko dla prawdziwych tytanów pracy i intelektu. Gdzie mi tam do nich…
Xavier Woliński