„Nowe twarze na francuskiej scenie politycznej sprawiają, że Marine Le Pen zaczyna się jawić jako kandydatka umiarkowana.
Do walki o fotel prezydencki być może wkrótce dołączy Éric Zemmour. To znany prawicowy dziennikarz „Le Figaro” i stacji telewizyjnej CNews. W przeszłości był kilkukrotnie skazany za podżeganie do nienawiści na tle rasowym i religijnym”. – pisze Karolina Wójcicka w Gazecie Prawnej.
Scena polityczna, nie tylko w Polsce, ale także w takich krajach jak Francja, coraz bardziej wychyla się w prawo. Takie osoby jak Zemmour nie mają na celu zwycięstwo, ale przesuwanie okna Overtona. Przy nim Le Pen ma się jawić jak centrystka. Dodajmy, że na prawo nie jest tylko ona, ale także rządzący obecnie Macron, który jest zarówno gospodarczo, jak i politycznie prawicowcem mimo że wywodzi się z „Partii Socjalistycznej” (jaka partia, taki socjalizm, dziś to słowo niewiele znaczy już, nawet we Francji, „ojczyźnie socjalizmu”). Zarówno Macron, jak i Le Pen to autorytarne typy. „Nowe centrum” zaczyna się do siebie upodabniać pod wieloma względami. Jak to z centrum bywa. Nie przypadkiem to miejsce nazywano w czasie rewolucji francuskiej „bagnem”.
To jednak dopiero początek. Wraz ze wzrostem napięć wewnętrznych i zewnętrznych spowodowanych katastrofą klimatyczną do głosu będą dochodzić coraz bardziej autorytarni „szamani”, którzy będą obiecywać albo, że „to co widzicie, to nie katastrofa klimatyczna”, albo że „oni mają złoty patent na to, żeby ten kraj, akurat ten konkretny kraj uratować”. Tylko będziemy musieli mu „zawierzyć”, oddać pełnię władzy, a on czy to „modłami do Boga”, czy to „jednym prostym trickiem, który tylko on zna” odwróci katastrofę.
Ostatnio wracam do imperium Majów, które upadło głównie z powodu katastrofy ekologicznej, którą wywołali. Jeszcze kiedyś zagłębię się w temat. Ale to imperium upadek miało też rozłożone na dziesiątki lat. Nic nie działo się nagle. Po prostu susze trwały coraz dłużej. Spowodowało to najpierw wielkim zwrotem ku religijności, zamordyzmowi. Składali coraz więcej ofiar bogom, ale to nic nie pomagało. W końcu nastąpił rozkład społeczny i upadek wiary zarówno w system religijny, jak i polityczny. I może to by spowodowało niezbędne oczyszczenie i odnowienie, ale przybyli konkwistadorzy i już było pozamiatane. To oczywiście daleko idący skrót wydarzeń, ale myślę, że studiowanie reakcji ówczesnych ludzi może jakoś zasugerować nam, jak teraz ludzie będą się zachowywać w obliczu nadchodzących bardzo poważnych problemów.
Mimo całej swojej ogromnej technologii zgromadzonej, nadal pod względem intelektualnym i moralnym nie zaszliśmy znacznie dalej niż Majowie. To było przecież zaledwie kilkaset lat temu. To jak mgnienie oka w historii ludzkości. I teraz nam się wydaje, że z tym całym nagromadzonym złomem jesteśmy „bardziej rozwinięci”. Tymczasem, kiedy spojrzeć na nasze urządzenie świata, polityczne, etyczne itd. to ja tu nie widzę powodów do optymizmu.
Ale jako zwolennik aktywnej postawy względem świata, uważam, że ten pesymizm nie powinien nas demoralizować. Zawsze trzeba działać i próbować wpłynąć na bieg wypadków. Czasem zdarzało się przecież, że udawało się wyjść z beznadziejnych sytuacji.
No i jest szansa, że skoro teraz raczej żadni „konkwistadorzy” nie przybędą z zewnątrz, po upadku zdołamy się podnieść jako gatunek w lepszej formie. Może coś nas to nauczy.
Xavier Woliński