O potrzebie istnienia organizacji praw człowieka

Widzę, że Twitter się rozgrzał, bo Amnesty International opublikowała raport krytykujący niektóre działania armii ukraińskiej. W samym raporcie zastrzega, że w żadnym wypadku nie stanowi to uzasadnienia dla inwazji i działań armii rosyjskiej, ale już się wylały kubły pomyj i amatorskie analizy pouczające ludzi, którzy od dziesiątek lat zajmują się tematem.

Od początku konfliktu AI informuje o zbrodniach armii rosyjskiej. Od dziesiątków lat zaś staje w obroni więźniów w gnijących w rosyjskich kazamatach i wywiera presję na polityków, żeby w rozmowach z Rosją poruszały temat praw człowieka. To jednak nie przeszkodziło zapisaniu AI do rosyjskiej agentury przez wzmożony komentariat, który oczywiście działaniami AI się do tej pory w ogóle nie interesował i nawet nie wie dokładnie o jakiej organizacji jest mowa…

Tak się dzieje za każdym razem, obserwuję to od lat. Jeśli AI krytykuje działania Chin w kwestii Ujgurów, czy represji w Hong Kongu, wówczas w oczywisty sposób zapisywana jest przez rozmaitych „tanków” do agentury amerykańskiej, względnie brytyjskiej. To oczywiste, że intencje są „nieczyste”.

Jeśli jednak znowu powstają raporty krytykujące łamanie praw człowieka w USA, czy dokonywane przez armię amerykańską zbrodnie (jak torturowanie więźniów w Iraku w osławionym Abu Ghurajb), to w oczywisto sposób działają na rzecz FSB, czy innych „wrogów Zachodu”.

To nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy ludzie nie pojmują, że celem organizacji praw człowieka nie jest „rozumienie potrzeb armii”, ale naświetlanie problematycznych kwestii związanych z prowadzeniem starć wojennych, czy polityki państwowej. Choćby po to, żeby dać szansę na korektę lub przynajmniej, aby walczące strony miały świadomość, że ich działania są obserwowane.

Raporty każdej organizacji mogą być kwestią do dyskusji. Ale jeśli podważymy sens takich działań, które próbują wyjść poza dwuwartościową logikę, to obudzimy się w świecie, który opisywał cynicznie Dugin: „Wy macie swoją prawdę, której słusznie bronicie, a my mamy swoją prawdę, której słusznie bronimy”. W takim świecie, w świecie ludzi myślących jak Dugin, nie ma miejsca na jakąś niezależną od mocarstw myśl, czy krytykę. Wszystko jest podporządkowane aktualnym zapotrzebowaniom politycznym i ideologicznym jednej ze stron, a więc takie organizacje jak AI nie mają racji bytu, bo przecież to oczywiste, że albo się tym „wielkim narracjom” podporządkują, albo muszą zniknąć.

Problem dla mnie polega na tym, że w takim świecie nie ma miejsca także dla mnie. Nie nadaję się do dwuwartościowego świata, w którym jest się albo wrogiem albo przyjacielem.

Xavier Woliński