Okazja! Wyprzedaż dóbr wspólnych

green pine trees Photo by Matthew Montrone on Pexels.com

PiS w referendum chce znowu polecieć na słusznych odruchach sporej części społeczeństwa. „Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw?” – tak wygląda pierwsze pytanie w referendum, które ma się odbyć równolegle z wyborami.

Fajnie, fajnie, wielu ludziom, wbrew ciężkiej robocie rozmaitych skrajnie liberalnych „ekspertów”, nie podobał się tutaj proceder prywatyzacji zasobów wspólnych. Ale co to znaczy „wyprzedaż”? Słownik PWN definiuje to tak: „sprzedawanie czegoś po obniżonych cenach, np. przy likwidacji sklepu”. Co to ma oznaczać w praktyce?

Dlaczego nie bardziej jednoznacznej „sprzedaży”, albo „prywatyzacji”? Ano dlatego, że PiS wcale nie wierzy w „dobro wspólne”. Tam gdzie okolicznościami lub działaniami ludzi Partia jest do tego przymuszona, owszem, coś czasem zrobi. Ale poza tym nadal wierzą tam w zbawczą moc kapitalizmu.

Wszak Kaczyński od reprezentantów kapitału dostawał nagrody. Do dziś pamiętam dramatyczne, podszyte rozczarowaniem, pytanie w Polityce: „Dlaczego polski biznes nagrodził tytułem Człowieka Roku Jarosława Kaczyńskiego?”. No dlaczego? Przecież on biznesowi tak naprawdę wielkiej krzywdy nie zrobi. Jak tylko zmarszczy brwi to zaraz PiS rozmaite pomysły potrafi zwijać.

A tutaj odpowiedź jest prosta. Gdyby zapytali wprost o prywatyzację, to jak by wyglądała prywatyzacja Lotosu? Albo innych firm, które sprywatyzowali? Teraz prawie już nie ma czego sprzedawać, ale w latach transformacyjnego eldorado, w czasie swoich rządów 2005–2007 PiS sprywatyzował dziesiątki firm, niewiele mniej niż PO, czy SLD, mimo krótszego okresu rządów.

Poza tym, czy obecna masowa wycinka, która przerabia lasy na produkt i sprzedaje potem np. Chinom, to jest „wyprzedaż” naszego dobra wspólnego, czy nie jest? Przecież drzewo nie jest „przedsiębiorstwem”, więc można, jeszcze jak. Tu warto też przypomnieć awanturę wokół próby zmiany ustawy o lasach, gdzie PiS próbował wprowadzić swego rodzaju prywatyzację tylnymi drzwiami.

Chodziło o ułatwienie dokonywania zamiany gruntów leśnych Skarbu Państwa, pozostających w zarządzie Lasów Państwowych, na inne nieruchomości. Organizacje ekologiczne stawiły silny opór i rząd częściowo wycofał się z tej zmiany (ograniczył ją do specustawy w sprawie gruntów w Jaworznie i Stalowej Woli).

Więc to taka zabawa słowna, żeby potem można było dyskutować bez końca, czy to była „wyprzedaż”, czy „zwykła sprzedaż”. Niestety, ludzie słusznie słysząc słowo „prywatyzacja” myślą „złodziejstwo”, ale to referendum niczego nie zmieni poza stworzeniem wrażenia, że PiS tutaj czegoś chce realnie „bronić”. Od początku III RP prawica rozdziera japę o „prywatyzacji” jednocześnie prywatyzując. Chodzi o odwrócenie uwagi, że tu rozdrapano wszystko, co nie spotkało się z poważnym oporem.

A PiS o ile pamiętam dalej korzysta z udziału w prywatyzacji RSW „Prasa Książka Ruch”? Ale może to było tylko „słuszne przejęcie majątku z rąk złych komunistów na rzecz prawych konserwatystów”? Prywatyzacja wszak jest dobra, kiedy to my prywatyzujemy, a kiedy inni prywatyzują to jest już „złodziejska”.

Xavier Woliński