“Podatki są fajne” – to jest już legendarny chyba tekst publicystki Krytyki Politycznej Kingi Dunin. Temat powraca jak bumerang w banieczkach intelektualnej lewicy.
Otóż, podatki fajne nie są. Nie są fajne z perspektywy biednych i średniozamożnych, którzy w tym kapitalistycznym raju są obciążeni podatkami w większym stopniu niż bogaci. Mamy sytuację w której za utrzymanie obecnego systemu, który opłaca się bogatym i chroni ich stan posiadania, płacą ofiary tego systemu. Niewolnicy płacą za pałace pana i państwową, która okazuje się często w praktyce prywatną, ochronę zwaną policją.
“Polski system podatkowy jest regresywny –bardziej obciąża osoby o niskich dochodach niż osoby o wysokich dochodach. Konsumpcja jest z natury opodatkowana regresywnie.” – brzmią wnioski zeszłorocznego raportu Instytutu Badań Strukturalnych.
Klasa średnia pouczająca biednych, żeby uznali swoje własne kajdany za “fajne”, to żałosne zjawisko. Jeśli na lewicy nie powróci tradycyjne rozumienie podatków, jako elementu konfliktu klasowego, nie zrozumie, że niezamożni mają powyżej uszu podatków, bo mają dość utrzymywania tego coraz bardziej niefunkcjonalnego systemu, który działa na rzecz bogatych. A to bogaci powinni płacić przede wszystkim za system, który im się opłaca, który ich wyniósł na szczyty.
To, że lewicowa myśl nie była tak tępa, świadczą słowa Międzynarodówki:
“Rząd nas uciska — kłamią prawa,
Podatków brzemię ciąży nam,
I z praw się naszych naigrawa
Ten, co z bezprawia żyje sam!”
Zanim mieszczańska lewica zacznie pouczać biedotę, o “obywatelskich obowiązkach”: segreguj śmieci, uśmiechaj się, płać podatki, niech poduma nad tym tekstem oraz nad tym, kogo np. najbardziej obciąża VAT w tym kraju – główne źródło dochodów budżetowych.