Robotnicy strajkują, libki histeryzują. Polska norma

Strajkujący robotnicy z Solarisa Źródło: Konfederacja Pracy

Robotnicy strajkują, więc oczywiście libki znowu pienią się na Twitterze i komentarzach. Jak to prole mają czelność czegoś się domagać? Przecież wiadomo, że w Polsce domagać się może tylko kapitał, „przedsiębiorcy”. A to tarcz, a to ulg w podatkach, a to kształcenia, albo leczenia im siły roboczej.

Strajk w Solarisie znowu spowodował, że libkowe szydło wyszło z kapitalistycznego wora. Już Polsat z lubością cytuje wypowiedź jednego z neoliberalnych ideologów, czyli Gwiazdowskiego: „W 2018 r. Solaris miał stratę ok 340 mln zł. I  nie pamiętam, żeby obniżył wynagrodzenia. Zysk z  2020 r. ok 110 mln zł pokryje raptem 33% straty. Ale ideologia triumfuje nad arytmetyką”.

Po pierwsze, sądzę że pan Gwiazdowski zrobił słabą przysługę Solarisowi przedstawiając tę firmę niemal stojącą na krawędzi upadku. Tymczasem samo szefostwo Solarisa w 2019 roku zapewniało w sprawozdaniu finansowym, że „straty miały charakter przejściowy, a przejęcie firmy przez Hiszpanów spowodowało kosztowne przekształcenia”. Naprawdę panie Gwiazdowski, robisz pan niedźwiedzią przysługę Solarisowi, który faktycznie jest nie tylko w tym roku na dużym plusie. Tak więc, jak to zwykle bywa, ktoś emanuje „czystą ideologią” i projektuje ten fakt na dyskutanta.

Po drugie, ciekawe, że oni nagle stali się takimi zwolennikami spółdzielczości. Ponieważ owszem, robotnicy mogliby partycypować także w stratach, ale to wiązałoby się także z przejęciem wpływu na zarządzanie firmą. Tak, w spółdzielniach odpowiednio dzieli się zysk, ale też stratę. Więc cieszę się, że libkowi komentatorzy przyłączają się do promocji spółdzielczości.

A prawda jest głębsza. Lęk libkowych elit (także tych w PiS), przed tym, że robotnicy faktycznie zaczną korzystać ze swoich kart przetargowych jest tutaj mocno zakorzeniony od czasów transformacji. Oni się panicznie boją zorganizowanego i świadomego swoich interesów świata pracy. To widać było w czasie uchwalania ustawy o związkach zawodowych, gdzie zastanawiali się jak skutecznie spętać solidarność pracowniczą, to widać także w całej publicystyce ostatnich 30 lat.

Na szczęście wiele osób ma już dość tego ideologicznego nawijania makaronu na uszy i coraz częściej korzystać będzie ze swoich uprawnień.

A jeśli komuś chce się sprawdzić czy strata ma przełożenie na zarobki szefostwa firm, to niech sobie zrobi przegląd, jaka tu występuje korelacja w przypadku zarządów korporacji. Odpowiem: niewielka. Szefostwo rozmaitych korpo potrafi zarabiać kokosy nawet w sytuacji kryzysów i spadków. Tu jest niewątpliwie ogromne pole do oddolnego „audytu” i krytyki. Tym się zajmijcie panowie libki. No, ale wiadomo, korposy mogą się obrazić i przestać łożyć na rozmaite „think-tanki” i libkową prasę.

Łatwiej grillować proli. To przecież nikomu w karierze nie zaszkodzi, a może pomóc.

Xavier Woliński