Szczyt klimatyczny COP27 a „doomeryzm” i czarnowidztwo

people walking on street Photo by Markus Spiske on Pexels.com

Z okazji szczytu klimatycznego COP27 mamy spory wysyp artykułów na temat zmian klimatycznych. To oczywiście dobrze. Problem w tym, że o ile coraz mniej jest osób negujących zmiany klimatyczne, coraz większy szum informacyjny panuje na temat tego, co należałoby zrobić.

Raczej unika się konkretów i proponuje albo rozwiązania indywidualizujące problem (segregujcie śmieci wyprodukowane bez pomyślunku i sensu przez przemysł), albo sprowadzające skomplikowany i wielowymiarowy problem do prostego rozwiązania (zrozumiałego przez czytelników i wyborców). A to problem ma rozwiązać jakiś podatek, a to jakieś jedno czy drugie rozwiązanie technologiczne. O kryzysie klimatycznym mówi się jak na kanałach o „prostej ekonomii”, albo w reklamach o „jednym prostym triku”.

Tymczasem obecny kryzys jest kryzysem ogólnocywilizacyjnym. Nie dotyczy wyłącznie jednego aspektu, ale jest systemowy. Obecny model społeczno-gospodarczy dotarł do swoich granic i bez jego zmiany żadne pojedyncze rozwiązanie nie spowoduje zadowalającego rozwiązania problemu. Nie da się mieć gospodarki działającej jak komórka rakowa, opierająca swoje istnienie na ciągłym wzroście i jednocześnie poradzić sobie z oczywistym faktem ograniczoności zasobów. To jest wzajemne sprzeczne, przynajmniej dopóki nie wymyślimy tworzenia zasobów z niczego. Ponieważ problemem nie są tylko emisji, ale zasobów. Z czegoś te technologiczne rozwiązania trzeba wytwarzać.

Ale o tym mówi się najmniej. Cały czas dominują z jednej strony alarmistyczne głosy „coś musimy zrobić”, ale z drugiej uspokajające „specjaliści już pracują nad rozwiązaniem, nad prostym trikiem”, proszę się rozejść, proszę nie popadać w „doomeryzm” i apokaliptyzm. Ja akurat nie jestem doomerem w tym znaczeniu, że nie uważam, że jest duże prawdopodobieństwo całkowitego wyginięcia człowieka (na razie, bo akurat człowiek ma możliwości żeby tego dokonać). To, co uważam jest w dużym stopniu prawdopodobne to jest upadek tej cywilizacji. To akurat nie jest nic nowego w historii człowieka, także w kontekście cywilizacji upadłych z powodu destabilizacji ekosystemu.

To że koniec tej cywilizacji musi nastąpić jest dla mnie oczywiste, bo ta forma jest po prostu nie do utrzymania. Pytanie jednak tylko, czy nastąpi to w sposób łagodniejszy czy brutalny, niekontrolowany, kosztujący życie mas ludzi i innych gatunków. Lepsza byłaby opcja przestawiania się na inne formy gospodarowania i politykowania szybko, ale w miarę łagodnie, niż żeby nasze środowisko wymusiło to na ludzkości, która by się po prostu zderzyła ze ścianą rzeczywistości, której nie da się zagadać w telewizji i na twitterze.

I to raczej wydaje mi się prawdopodobne, że jedna „zagadają”. Będą się cieszyć w Europie, że wyeksportowali brudną produkcję do Azji, a z Afryki zrobili śmietnik i dalej doić będą stamtąd surowce dewastując przy tym przyrodę i lokalne społeczności. A potem się będą dziwić w Twierdzy Europa, że miliony zdesperowanych ludzi szturmują jej mury. „U nas działa”, więc o co wam chodzi. Nie wiem czy działa. Szwecja, jak się okazuje, wycina na potęgę lasy i zastępuje plantacjami, w wielu krajach przywraca się brudną produkcję energii, bo kryzys. Itd. itd. A nade wszystko Północ nie pamięta ile już wyemitowała gazów cieplarnianych w czasie całej historii swojej industrializacji. Żeby to wyrównać względem krajów biedniejszych przez lata musiałby nie emitować wcale. Co oczywiście jest niemożliwe, ale teraz zaczęło się pouczanie całego świata, że patrzcie, jaka super zielona jest Europa. To wszystko „wytweetowane” na iPhonie wyprodukowanym w „brudnych” krajach, potępianych za „nieodpowiedzialność”.

Kraje zamożnej Północy znowu próbują przekształcić walkę z kryzysem klimatycznym w inną formę kolonializmu. Wypychając do „jądra ciemności” swoje koszmary, żeby samemu być „oczyszczonym” i mieszkać w rajskim Elizjum.

Tym razem to się nie uda. Przez jakiś czas oczywiście będą realizować ten plan. Ale to się nie uda, bo klimat nie uznaje granic państwowych i żadnych murów twierdz. Wszyscy płyniemy na jednej łódce.

A co do COP27, czytam, że „na szczycie klimatycznym w Egipcie pojawiło się w tym roku o ponad jedną czwartą więcej delegatów, których można powiązać z branżą paliw kopalnych. Na COP27 w składach delegacji znaleźli się nawet rosyjscy oligarchowie objęci na Zachodzie sankcjami”…

Doomeryzm i czarnowidztwo, powiadacie, jest naszym największym problemem?

Xavier Woliński