Kaczyński dzwoni do Tuska, Tusk do Kaczyńskiego, sto konkretów, tysiąc konkretów, milion konkretnych gruszek na wierzbach. Niektórzy pytali mnie czy skomentuję sobotnie konwencje partyjne i od razu odpowiadam, że nie ma to specjalnego sensu.
Główne partie po zarzutach, że nie mają programu postanowiły zarzucić nas górą pobożnych życzeń i postulatów, których i tak w większości nie będą w stanie zrealizować. W każdym razie nie tak szybko jak obiecują.
W sumie trochę się cieszę, że można odetchnąć i żadnej zmasowanej nagonki (jeszcze?) nie ma. A mogła być patrząc na pytania referendalne. W porównaniu jednak z poprzednimi wyborami mało słychać o „zagrożeniu pierwotniakami”. Tym razem zresztą jak na razie to PO straszy mocniej migrantami niż PiS próbując ich przelicytować w tej histerycznej konkurencji.
Albo to cisza przed burzą i ruszą do natarcia z jakąś ideologiczną szarżą na chwilę przed wyborami, albo przyjęli taką strategię. Niech to PO wyjdzie tym razem na pieniaczy. W czym pomagają nieustanie Silni Razem, którzy kąsają już nie tylko lewaków i „symetrystów”, ale nawet… dziennikarzy Gazety Wyborczej. Bastionu antypisizmu, do czego to doszło! Dostało się już nie tylko Wielowieyskiej, ale nawet Gadomskiemu. Niech zobaczą jakiego sfanatyzowanego potwora sobie wyhodowali. Dopóki musiała się z nimi męczyć głównie lewa flanka, to było fajowo. A teraz tropienie odstępców od słusznej wiary peowskiej idzie coraz dalej i kolejne najdrobniejsze odchylenia są wyszukiwane i piętnowane. Próbują wręcz zastraszać dziennikarzy.
Rosną nam sfanatyzowane grupy kibiców politycznych dyszących do siebie coraz większą nienawiścią i jakoś będziemy musieli to przetrwać. Uważam, że jeśli nie nastąpi jakieś przesilenie to będzie tylko dalej się nakręcać. Dlatego cieszę się z chwili oddechu i nudnawych konwencji partyjnych oraz obietnic, których i tak nie muszą realizować dopóki ich nie pogonimy do roboty.
Xavier Woliński