W USA nie przejdzie umiarkowanie ambitny program socjalny i dotyczący transformacji energetycznej o nazwie Build Back Better. Sztandarowy plan Bidena.
Zawalili sami Demokraci. Związany z wielkim przemysłem wydobywczym senator tej partii zapowiedział, że ostatecznie nie poprze tego programu, bo „martwi się o budżet”, choć tak naprawdę martwi się o swoje zarobki. Ogłaszał to już protestującym w październiku z pokładu swojego hiperluksusowego jachtu, w którym lubi mieszkać.
Program już wcześniej pod naciskiem różnych frakcji wewnątrz i na zewnątrz Partii Demokratycznej, został mocno ograniczony. Dotyczył rozwoju bezpłatnej edukacji przedszkolnej, opieki dla starszych osób i obniżenia cen leków na receptę, programu mieszkaniowego, czy przedłużenia wsparcia na kolejne lata dla niezamożnych wprowadzonych w czasie pandemii.
W kwestii transformacji nie będzie planowanego wsparcia inwestycji w tzw. „czyste technologie” w rodzaju elektrowni wiatrowych czy samochodów elektrycznych. Żadnych radykalizmów, raczej polityka na poziomie zachodniego kraju UE. Wszędzie w programie podkreślone wielokrotnie, że najwięcej zyska „klasa średnia”.
Ale do tych umiarkowanych i niezbyt „socjalistycznych” reform nie udało się przekonać ani republikanów, którym, w porównaniu nawet do czasów Nixona, peron odjechał całkowicie, ani jak widać wszystkich demokratów.
Tak jak zapowiadałem zaraz po wyborze Bidena – bez złudzeń, ponieważ w senacie demokratyczna większość wisi na włosku i żaden ambitniejszy program, nawet gdyby demokraci chcieli faktycznie go przeprowadzić, nie będzie możliwy. Po prostu ta partia jest za mocno zblatowana z wielkim biznesem.
Ludzie mają, tak jak u nas, głosować na nich bez względu na jakąkolwiek zdradę i oszustwo wyborcze, bo inaczej faszyzm. Rzecz w tym, że o ile może działa to na fanatycznych zwolenników partii, to nie podziała na całą resztę. Już teraz widać, że Republikanie odbiją Izbę Reprezentantów, bo mniej „betonowi” wyborcy Demokratów w dużej części zostaną w domach. I tyle.
Oczywiście już teraz pojawiają się teksty w liberalnej prasie, tak jak u nas, że to będzie wina „radykałów”, „lewaków”, którzy wytykają partii błędy. Podobno nawet słowo „socjalizm”, ostatnio coraz częściej używane w USA wśród młodzieży, ma powodować to zniechęcenie. To oraz oczywiście stała mantra o „manipulacjach na Facebooku” ma spowodować przyszłą, spodziewaną już, klęskę. Przecież nie fakt, że Demokraci nie ogarnęli nawet poprawnej dystrybucji funduszu wsparcia w wynajmie mieszkań i wiele osób jest eksmitowanych w kontekście szalejącej pandemii. O innych mniejszych i większych wpadkach nie wspominając.
Wątpliwe, aby sam ten bidenowski program uratował nas przed katastrofą klimatyczną, bo to nie jest wyłącznie kwestia wiatraków i aut elektrycznych, ale formy gospodarowania narzucanej przez kapitalizm. Niemniej jednak nawet ten umiarkowany program, po cięciach, został odrzucony. Co to oznacza? Że żaden poważny program nie zostanie już raczej przyjęty w „okienku czasowym”, jaki nam pozostał do czasu realizacji czarnego scenariusza katastrofy klimatycznej. I tyle. Reformiści w obliczu góry lodowej, uparli się naprawiać barierki na Titanicu i nawet tego nie byli w stanie zrobić.
Szansą byłby powszechny bunt, ale czy do niego dojdzie na czas? Anglojęzyczny Forbes parę lat temu zapowiadał, że jeśli nic się nie zmieni to „kapitalizm zagłodzi nas do 2050 roku”. Wtedy to była przestroga skierowana do elity przez członka elity. Dla mnie to była raczej dość prawdopodobna prognoza. Ale żadne ostrzeżenia i teksty w pismach, nawet tych, które czytają elity, nie pomagają.
Jeszcze nigdy elity nie oddały swojej pozycji dobrowolnie.
Xavier Woliński