Utracony blask Putina

Dzisiejszy wynik negocjacji ukraińsko-rosyjskich dają pewne nadzieje na to, że prawda z pól bitewnych zaczyna docierać do planistów na Kremlu. Ale oczywiście nie należy popadać w przesadny optymizm, bo jeszcze nie wiemy niczego na pewno.

To jest dość oczywiste od początku, że tak rozciągnięty front, na który pozwoliły sobie rosyjskie wojska jest nie do utrzymania na dłuższą metę i stąd przebąkiwanie o skupieniu się na wschodzie.

Nie oznacza to jednak, że początkowo nie zakładali planu opanowania Kijowa z Charkowem. Atak na stolicę nie był w oczywisty sposób „zwodem”. Nie poświęca się tysięcy żołnierzy i sprzętu dla zabawy. Aby zamrozić wojska ukraińskie w okolicy Kijowa wystarczyło przekroczenie granicy i utrzymywanie sił w pogotowiu, tak żeby nie wiedzieli czy pójdą dalej czy nie. To wystarczająco wiązałoby siły ukraińskie na północy. Nie trzeba było swoich rzucać na zmielenie.

Także osoby, które uważają, że u Rosjan ludzi dużo i nie szkoda, nie wiedzą za bardzo o czym mówią i jak wygląda dzisiejsze pole bitwy. Tutaj nie walczą wielomilionowe armie, to nie II Wojna Światowa i nie jest łatwo zastąpić utraconych i wyszkolonych batalionów następnymi. Sprzęt także jest nieco droższy niż w czasach dominacji czołgów T-34. Już nie wspominając o tym, że Rosja ma od dawna problem z demografią. Proste stereotypy i jakieś przebłyski z historii nie działają za dobrze w ocenie sytuacji.

Tak więc Putin i jego klika mieli plan A, który polegał na manifestacji siły i opanowaniu szybkim kluczowych punktów w stolicy za pomocą wojsk powietrzno-desantowych i dywersantów. To się całkowicie w pierwszych kilkudziesięciu godzinach nie udało i pozostało mozolne zdobywanie każdego kilometra, co przy rozmiarze zadania musiało doprowadzić do sytuacji w jakiej się znajdujemy. Czyli wycofania się do planu B i wyciągania z szuflady planu C.

Dowództwo rosyjskie musi się zdecydować, czy odpuścić Kijów i skupić się na wschodzie i południu, bo tego wymaga sytuacja, która wynika z błędnego rozpoznania zarówno militarnej, jak i społecznej siły oporu przeciwnika. Propaganda putinowska oczywiście będzie próbować sprzedawać każdą zdobycz armii, choćby to była jedna wioska na wschodzie Ukrainy, jako wielkie, historyczne zwycięstwo, bo nie ma innego wyjścia. Maczo Putin nie może utracić blasku zwycięzcy, bo na tym wizerunku wisi całe poparcie dla niego i jego zaplecza.

Problem w tym, czy Rosjanie to kupią. Putin zapowiadał rzucenie na kolana Zełeńskiego, a to się nie udało. Maczo okazał się za miękki, żeby złamać „komika”. Piszę w tym momencie o personalnym starciu, bo tak większość ludzi widzi politykę w TV. Niczym jakiś ring i tak to przedstawia propaganda.

Tak więc owszem, teraz będą opowiadać bajki, że ten Kijów to tak na niby, wiecie, to nie było na serio. To był plan wielkiego stratega. Wiadomo, że od początku chodziło o Kramatorsk, Słowiańsk i „wyzwolenie” Mariupola. A ta cała reszta to ściema.

Nie róbmy z Putina i jego siepaczy geniuszy, bo sami dodalibyśmy im boskich cech, których nie posiadają.

Xavier Woliński