Wczoraj pojawiły się tutaj osoby, które po moim tekście o lękach prawicy na temat robaków, czy 5G próbowały symetryzować w kwestii tego, że „lewica też histeryzuje” ponieważ zajmuje się „misgenderingiem”.
Nikt ich nie pytał, nikt ich nie prosił, ale z jakiegoś powodu ten temat ich szczególnie uruchamia, choć w ogóle w komentowanym tekście nie było o tym mowy. Wszystko im się z tym kojarzy najwidoczniej.
Dla wyjaśnienia misgendering to w dużym skrócie odnoszenie się do osoby tak jak sobie tego nie życzy, tutaj w kontekście płci. Rzadko się tym tematem zajmuję, bo moim zdaniem tutaj nie trzeba jakichś piętrowych koncepcji ideologicznych i rozpraw teoretycznych. Staram się zwracać do osoby, tak jak sobie tego życzy z powodu zwykłej przyzwoitości. I tyle.
Jestem tak w tym konsekwentny, że skoro ksiądz nie życzy sobie, żeby się do niego zwracać per pan, to tego nie robię. Mnie czapka z głowy ateisty nie spadnie, jest mi to dokładnie obojętne, w jakiej formie np. mu powiem, że nie przyjmuję tzw. kolędy. Nie ma to nic wspólnego z niechęcią do niego jako konkretnej osoby, bo jej nie znam. Chodzi raczej o stosunek do instytucji, więc nie mam powodu, żeby obrażać osobę.
To tak jakbym jakichś przypadkowych ludzi nazywał w internecie innymi imionami, niż sobie wpisali, bo mnie się wydaje, że to nie był Janek, tylko Krzysiek, a może Monika.
Do legendy już przechodzą boje, jakie toczy Herzyk na X/Twitterze, bo się niektórym tam ubzdurało z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, że nie jest „prawdziwą kobietą”. Bawi mnie, jak ją to bawi, ale to tylko ujawnia poziom odklejenia tych środowisk, które wszędzie śledzą już „odstępców płciowych”.
Ten przypadek może być zabawny, ale dla wielu osób określanie ich niezgodnie z ich tożsamością wywołuje realne cierpienie, które bawi z kolei tych cierpienie zadających.
Żeby to spróbować uzmysłowić osobom, które z tą problematyką nie mają do czynienia na co dzień. To tak jakby zadeklarowanemu Polakowi ciągle mówić, że jest Niemcem albo Czechem, albo Szwedem. Nie jest to do końca to samo, co tożsamość płciowa, ale też wywołałoby wśród wielu, zwłaszcza prawicowców, dyskomfort. A narodowość jest czymś znacznie płytszym, jednak ta analogia powinna jednak wystarczyć do zrozumienia problemu.
Jeśli o mnie chodzi, to już dawno temu wyjaśniłem swoje stanowisko i nie widzę powodu do dalszych rozważań. Moda, która ostatnio przyszła z zachodu (tak jak wcześniej wszystkie inne mody o robakach, 5G itd.) na temat wydzielenia z kwestii obrony praw osób LGBT literki T mnie nie dotyczy. W tej sprawie mam poglądy niezmienne od lat i żadne histerie, jakie na ten temat wybuchają w prawicowych bańkach, tego nie zmienią.
Dodatkowo, jestem w ruchu, w którym działają też osoby LGBT i zawsze w ponadprzeciętnym procencie były obecne. Ten ruch nazywa się ruchem lokatorskim. Nikt z tym szczególnego problemu nie ma, a spotykam się z tym głównie w internecie.
Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno, wyraźnie i nie będę musiał się powtarzać.
Xavier Woliński