Muszę powiedzieć, że PO jest sprawniejsza w tworzeniu nacjonalistycznej histerii nawet niż PiS. Tusk ze swoją narracją o „czasach przedwojennych” spowodował, że lewicowcy się kłócą, kto bardziej będzie umierał za Polskę, jak już do apokaliptycznego starcia dojdzie. Zrywane są znajomości, linie frontów na Twitterku zmieniają się szybko. Generalnie wjechało mocno.
Dzisiaj PO wypuściła spot antyszpiegowski w skrajnie paranoicznej formie. Wojna się już zaczęła, kto nie popiera rządu, ten popiera Rosjan, zwarte szeregi, ściśnięte poślady. Wróg czyha, a ten wróg jest wewnętrzny. Tego nie da się odzobaczyć, ale trzeba zobaczyć, żeby zrozumieć. To samo na granicy, gdzie Donek prężył mięśnie i opowiadał, że zbuduje prawdziwy mur, który nas obroni przed wrogiem i tymi „ludzkimi pociskami”, którymi strzela Łukaszenka.
Jednocześnie pojawił się sondaż, który upowszechnił nieoceniony redaktor Warzecha, w którym wyczytał z przerażeniem, że tylko 14 proc. mieszkańców kraju brałoby udział w jego zbrojnej obronie. Oczywiście natychmiast wywołał ten sondaż oburzenie i posypały się obelgi względem „tchórzy” i „zdrajców” oraz zapewnienia, że ten czy ów inteligent stanąłby natychmiast do walki i swą wątłą piersią CHCIAŁBY bronić, kraju, ALE… I tu różne „obiektywne” i zupełnie wyjątkowe, przeszkody by mu to uniemożliwiły. Okazało się np. że większość nawet żadnej giwery w rękach w życiu nie trzymało, więc no chcieliby, no, ale sami rozumiecie.
Problem jest stawiany na głowie i a publika, co ciekawe także ta lewicowa, udaje, że nie ma słonia w pokoju. A tym słoniem jest klasowy charakter państwa. Ludzie intuicyjnie wyczuwają, że zostaną zrobieni w xuja i stąd powszechny opór przed poborem, do którego namawia głównie inteligencka bańka, która się z poboru albo wywinie, albo zajmie dowódcze pozycje.
Tych obaw byłoby znacznie mniej gdybyśmy mówili o formacjach autentycznie pod kontrolą ludu, jak EZLN. Nie tyle jako zewnętrzna siła, ile po prostu, dosłownie będąca częścią życia danej społeczności i z niej sie wywodząca. To jest zupełnie co innego niż służenie nacjonalistom z rządu, którzy mogą nas rzucić do walki wcale niekoniecznie w obronie naszych, klasowych, interesów przeciętnego człowieka. Nie mamy żadnego wpływu na to, czy nas nie rzucą np. znowu w piaski pustyni, albo do tłumenia rozruchów na tle ekonomicznym.
À propos tła ekonomicznego. Może warto sobie uzmysłowić, że Putin pokazał na polach Ukrainy raczej słabość niż siłę. Od lat nie potrafi pokonać w polu armii pozbawionej niemal lotnictwa i marynarki. Utknął tam i jeszcze długo potrwa, zanim się stamtąd wydostanie. Nie ma żadnych materialnych szans na starcie frontalne z NATO. Żadnych. Kto wam próbuje to wmówić, prawdopodobnie próbuje żerować na waszych lękach. Ponieważ wiecie, kiedy zaczynają bez końca mówić o patriotyzmie, znowu chcą coś ukraść.
Przykładowo, pompując wszystko w drogie, a nie zawsze potrzebne i kupowane chaotycznie, zabawki wojenne, ale jednocześnie ograniczając wsparcie socjalne. Już czytałem „ekspertów od wojskowości”, którzy uważają, że trzeba ograniczyć wydatki socjalne, a zwłaszcza znienawidzone przez wielu rozmaitych „ekspertów” 800 plus, i przeznaczyć to na jeszcze szybsze zbrojenia.
Powiadają, że wojskowi zawsze szykują się do poprzedniej wojny. W naszym przypadku „poprzednią wojną” będzie ta w Ukrainie. Dlatego próbują zbroić się, jakby właśnie taka wojna miała się powtórzyć. Tymczasem ewentualne starcie z krajami NATO będzie wyglądać zupełnie inaczej. Będzie to starcie właśnie polegające na uderzeniu w odporność gospodarczą i społeczną, a nie żadne tam tkwienie w okopach latami.
Tak więc zagrożeniem jest tu raczej każdy libek, który próbuje uderzyć w uprawnienia socjalne i pracownicze, a nie ten, który mówi, że wolałby jednak nie umierać w okopach w jakiejś potencjalnej wojnie w przyszłości. To na tych pierwszych trzeba kierować gniew, bo to oni doprowadzą do destabilizacji sytuacji. Ponieważ niechęć do umierania jest naturalnym odruchem człowieka, natomiast odbieranie świadczeń jest z rozmysłem prowadzoną wojną przeciwko społeczeństwu, wojną klasową. I to pole walki jest obecnie dla nas najistotniejsze.
A fantazje wannabe Rambo, którzy w swoich głowach bohatersko biegają po polach minowych, zostawmy w sferach typy X/Twitter. Ktoś, kto był już bohaterem w swojej głowie, rzadko bywa bohaterem w realu. I to dotyczy każdej kwestii. Nie warto się o to kłócić nawet.
Xavier Woliński