Woś i Lassalle

Tygodnik Powszechny zrezygnował ze współpracy z Rafałem Wosiem. Tak jak sam autor uważam to za błąd.

Sam w bardzo wielu punktach z autorem się nie zgadzam. Co jest oczywiste dla każdej osoby, która czyta moje teksty. Różni nas przede wszystkim stosunek do państwa. Ja delikatnie mówiąc jestem mocnym sceptykiem względem tej instytucji, zawsze traktującym państwo z podejrzliwością. Wolę, żeby kontrola najbardziej jak to możliwe pozostawała w rękach społeczeństwa i jego własnych instytucji (związków zawodowych na przykład), a nie polityków i biurokratów państwowych.

I stąd różny nasz stosunek do np. PiS. Rafał Woś, trzymając się lewicowych tradycji i prądów ma Lassallowski stosunek do państwa i do naszego lokalnego, jak od dawna to określam „bismarckowskiego konserwatyzmu”. Lassalle, twórca niemieckiej socjaldemokracji, w przeciwieństwie do marksistów ówczesnych, już nie mówiąc o anarchistach, nie uważał państwa za narzędzie klasowej opresji, nawet państwa będącego w rękach konserwatystów (i dlatego też moje ciągłe zarzuty, że idea „państwa opiekuńczego” jest w istocie kryptokonserwatyzmem, ale o tym szerzej kiedy indziej). Stąd jego ciągłe próby porozumienia z Bismarckiem. Z którym to relacje miewał burzliwe, bo doprowadziły Lassalle do skazania na cztery miesiące więzienia.

Tak więc to są poważne różnice ideowe, które prowadzą do poważnych różnic praktycznych. Ale czy podoba mi się to co się dzieje w sprawie Wosia? Nie podoba mi się całkowicie. Jak pisałem w sprawie odejścia z pracy, swego rodzaju wosiowego antagonisty, Wojciecha Orlińskiego:

„Nigdy nie zazdrościłem, że te media istnieją i że ich zwolennicy mają co czytać. Smutno mi tylko, że nie ma pisma wyrażającego moją opcję ideową. Nigdy natomiast nie życzyłem likwidacji tych projektów, ani nie cieszyłem się ze zwolnień pojedynczych dziennikarzy.

W moim świecie jest miejsce i na Wosia i na Orlińskiego, co już wcześniej kiedyś pisałem. W nim trwają ciągle awantury wokół tego o czym znowu rozpacza na temat lewicy Ziemowit Szczerek. Bo i w moim świecie musi być też miejsce dla takich Szczerków i Orlińskich.”

Tak więc nie godzę się na taki świat, który jest wyjałowiony ze sporów. Nie wiem czy obaj panowie to zauważają, ale podlegają podobnemu procesowi jałowienia publicystyki w Polsce (a może i na świecie), gdzie albo trzymasz się sztywno linii swojego obozu, albo wylatujesz (względnie jesteś spychany na ostatnie strony, gdzie już tylko najbardziej wytrwali docierają). Pozostają projekty tożsamościowe, silnie totalizujące własny przekaz. Zostaniemy skazani na Karnowskich i Gadomskich oraz ich wiernych uczniów, którzy będą bali się napisać cokolwiek w kontrze do swojego obozu.

Tak, to w warstwie ideologicznej pism ten sam moim zdaniem proces, który prowadzi do mediaworkeryzacji mediów, a o którym od lat pisał właśnie też Orliński. Ludzie bez własnego zdania, bez własnych najbardziej choćby kontrowersyjnych opinii, tłuką bezrefleksyjnie kolejne teksty na zamówienie korporacyjnych czy politycznych chlebodawców.

Za to zestawienie obu autorów dostanie mi się pewnie od obu czytających ich frakcji po głowie, ale stojąc niejako poza tym sporem, nie czując od bardzo dawna żadnych związków z tradycją socjaldemokratyczną (a więc także i poza awanturami między lassallowcami i marksistami), widzę tutaj więcej wątków przenikających się niż sami byliby w stanie zauważyć. Dla mnie to jest jednak dyskusja zewnętrzna i dlatego może mniej emocji we mnie wzbudza.

Nie wiem co zrobi Rafał Woś, czy skoro już tak bardzo chcą go zapędzić do tego obozu pisowskiego, żeby autentycznie się stał politycznym żołnierzem to dołączy do tej armii. Może tak będzie, ale to by oznaczało, że się poddał. W każdym razie osobiście zapamiętam to, że nie odmawiał, kiedy prosiło się go o interwencję w jakiejś pracowniczej sprawie, opisanie jakiegoś skandalu w ramach świata pracy, którego albo bali się ruszyć inni, albo uznawali to za „zbyt nieistotną kwestię”, bo czym jest zwolnienie związkowca w kontekście Wielkiego Zła?

Zawsze można dotąd można było na niego liczyć, choć nigdy różnic między sobą nie ukrywaliśmy, czego dowodem była debata na temat zmian w Kodeksie Pracy. Jako jedyny wpadł na „zadziwiający” pomysł, żeby zaprosić przedstawicieli rozmaitych organizacji pracowniczych, żeby podyskutowali o zmianach, które dotyczą świata pracy. Nikt inny tego nie zrobił. I w czasie tej debaty, jako w zasadzie jedyny bronił „nowego Kodeksu Pracy” proponowanego przez PiS, bo nawet przedstawicielka Solidarności była mocno sceptyczna. Ale potem nie miał do nikogo żadnych pretensji, że tak głęboko i publicznie się z nim nie zgadzaliśmy. To rzadka postawa.

Dlatego nie zgadzam się na to wszystko, co się dzieje. Na to utwardzanie ludzi w ich stanowiskach przez siły, którym na tym utwardzaniu zależy. Bo jak wszyscy już się zabetonują na swoich pozycjach, to nie pozostanie nic innego jak wojna domowa. Wojna nie nasza i nie na naszych warunkach prowadzona.

Bardziej podatne umysły już się w tym okopały i już się ostrzeliwują. Ja nadal będę krytykował, czasem grzmiał, ale też będę starał się czytać i rozmawiać z osobami z którymi się nie zgadzam, o ile oczywiście zachowują jakieś granice.

A to jest wszystko takie smutne jak obie frakcje prawicy porozstawiały lewicowców po kątach, tak jak im pasuje. Cudowna rozgrywka, tutaj akurat podziwiam POPiS, że tak pięknie potrafi prowadzić wojny zastępcze i jak mistrzowsko rozgrywa resztki lewicy w tym kraju. Machiavelli szanuje to.

Xavier Woliński