Politycy parlamentarnej Lewicy są zadowoleni z wyniku, sądząc po wpisach sporej większości na Twitterze/X. Tak bardzo eksponują jakieś wyizolowane sukcesy na poziomie dosłownie poszczególnych osób, że można by odnieść wrażenie, że Lewica te wybory wygrała.
No cóż, dobry humor to podstawa w życiu człowieka. Tymczasem rzeczywistość polityczna jest brutalna. Trzecia Droga już testuje swoje możliwości na bazie relatywnie niezłego wyniku i domaga się, aby Lewica oddała jedno ministerstwo.
Stawką ma być ewentualne poparcie kandydatury Czarzastego na stanowisko marszałka Sejmu, co zresztą było w umowie koalicyjnej już ustalone. Ale Trzecia Droga uznała, że może zagrać o więcej. Co zresztą robi od początku i trudno jej odmówić ofensywnej strategii.
Oczywiście to ułatwi Wielkiemu Demokracie Tuskowi odgrywanie roli rozjemcy i arbitra, a PO „rozsądnego centrum” pomiędzy TD, czyli Konfederacją light a Lewicą.
Lewica parlamentarna zaś jest od początku, poza może pojedynczymi osobami, całkowicie pasywna. TD nie boi się, że ją oskarżą o rozbijactwo, tylko gra ostro. Kierownictwo NL zaś, gdyby mogło, już by weszło z całym towarzystwem do KO. Trzymanie ich w przedsionku przez Tuska to wymyślna tortura.
Dlatego, żeby dostąpić łaski wstąpienia wreszcie na łono Przenajświętszej Koalicji, odgrywają rolę prymusa szkolnego, który jest bardziej papieski od papieża Tuska. Dlatego tu żadnej ofensywy raczej nie będzie, tylko kolejne umizgi do libków i kapitulanctwo. Mimo braku realizacji jakichkolwiek postulatów lewicowych. Co znowu zirytuje ludzi i jeszcze bardziej osłabi poparcie NL. Po co słaba kopia libków, skoro mają oryginał?
Dla obserwatora tego teatru politycznego wygląda to wszystko żałośnie. Całe szczęście, że od lat niczego dobrego się po nich nie spodziewam i rozczarowania mam już bardzo dawno za sobą.
Xavier Woliński