Zazdroszczę liberałom

Trochę zazdroszczę liberałom, czy też tzw. “demokratom”, na takiej samej zasadzie jak zazdroszczę ludziom wierzącym niewzruszonej wiary w życie pośmiertne. Te wizje raju, w którym rzeczy wreszcie nabiorą ostatecznego sensu, znacznie obniżają napięcie i lęki.

No więc ta głęboka wiara środowisk liberalno-demokratycznych, że jak się odsunie
Dudę od władzy, to nastąpi zstąpienie Jezusa, przepraszam Trzaskowskiego, który odmieni oblicze Ziemi, tej Ziemi i wreszcie będzie “normalnie” oraz “przepięknie”.

Uwielbiają na swoich wiecach odtwarzać ten kawałek Tiltu, w którym cyklicznie autor tak uroczo opowiada bajki, że teraz to już będzie naprawdę przepięknie i normalnie, jeszcze tylko ten jeden ruch, ten jeden wysiłek. Odpalają ten kawałek od początku transformacji i z głośników Lipiński obiecuje to samo od 1989 roku, potem obiecywał w 2007 roku jak PO miała wszystko odmienić po wygranej z PiS. I znowu obiecują to samo.

I wciąż nie mogę się doczekać, tego “piękna i normalności”. Ale to pewnie dlatego, że ja
i demokratyczni liberałowie mamy zupełnie odmienne poczucie estetyki. Im wystarczy do szczęścia fakt, że rządzi ich formacja (pod różnymi nazwami, raz UW, raz PO).

Niestety, nie jestem wierzący i ani po śmierci, ani na ziemi nie oczekuję raju. Natomiast to, co nas czeka to ciężkie zmaganie z rzeczywistością, która oczywiście nie podda się żadnym czarodziejskim zaklęciom politycznych szamanów i nie nastąpi po wyborach upragniony “koniec historii”. Osobiście uważam, że najgorsze dopiero przed nami. I do tego trzeba się przygotować, bo liberałowie nie nadają się do radzenia sobie z wyzwaniami, które nas czekają. Raczej sądzę, że ich polityka gospodarcza i społeczna przyspieszy nasz marsz ku przepaści.

Tak więc naprawdę, zazdroszczę. Też chciałbym mieć tyle radosnej i naiwnej wiary, co redakcje GW i Polityki przed każdymi wyborami, kiedy “musimy odsunąć złą partię od władzy i tylko to się liczy, potem to już z górki”. Jak ostatnio odsunęli, to z żadnej górki nie było. A teraz przed nami konkretna góra.

Xavier Woliński