Idzie 1 maja, więc trzeba trochę postraszyć w mediach „roszczeniowymi pracownikami” i płacą minimalną. W Business Insider czytam:
„Proinflacyjnie będzie działać to, że wielu przedsiębiorców będzie próbowało przenieść sztucznie podwyższone koszty wynagrodzeń na klientów, by nadrobić stratę. To może rzutować np. na ceny w sklepach.
Duże sieci, np. Dino, czy CCC płacą zwykle w pobliżu minimum płacowego. Podnoszenie minimum spowoduje, że utrzymanie rentowności na poprzednim poziomie wymagałoby w ich przypadku cięcia innych kosztów, ostrzejszych negocjacji z dostawcami lub właśnie podwyżek cen towarów.
Dotyczy to też np. usług ochroniarskich i sprzątających. Grupa Impel będzie musiała z odbiorcami jej usług wynegocjować podniesienie opłat”.
Mamy tutaj mnóstwo ideologicznych założeń, oczywiście nie popartych żadnymi badaniami, poza libkowym „zdroworozskądowaniem”. Tymczasem nie ma jednoznacznych badań, które by potwierdzały, że za inflację odpowiada stabilny wzrost płacy minimalnej, biorąc pod uwagę np. generalny wzrost produktywności. Dodatkowo, jak wykazują badania naukowców Coviello, Deserranno, Persico wzrost płacy minimalnej dodatkowo zwiększa produktywność pracowników.
Nie jest to dla mnie aż tak istotne, ale nawet z punkty widzenia kapitalistycznej „wyciskarki do cytryn”, jak widać bardziej opłaca się płacić pracownikom lepiej. Natomiast z mojej perspektywy przerzucanie kosztów inflacji na pracowników (a tym jest niepodwyższanie im odpowiednio płacy), w sytuacji, kiedy mamy do czynienia głównie inflacją marżowo-cenową, jest efektywnym zawłaszczaniem wypracowanej przez nich wartości na rzecz zysków firm.
Podwyższanie płacy minimalnej nie musi oznaczać podwyższanie cen towarów, ale ograniczane zysku. I tu ich boli, a stojący po stronie biznesu dziennikarze stają na głowie, żeby „wyjaśnić” najmniej zarabiającym pracownikom, że ich „chciwość” rzekomo doprowadza do inflacji. Ostatnio posunęli się w tekście w innym probiznesowym medium – money.pl do twierdzeń, że podwyższenie płacy minimalnej doprowadzi do wzrostu cen mieszkań… Wiecie, osoby pracujące na najniższych stawkach mają tak potężną zdolność kredytową, że niemal manipulują rynkiem. Nie filperzy, nie deweloperzy, bidoki na najniższej.
Powinniśmy doprowadzić do sytuacji w której przyznawanie się jakiejś firmy do zatrudniania ludzi na minimalną powinno być rzeczą wstydliwą. Nie ma się czym chwalić, że ktoś zarabia głównie na taniej sile roboczej i każde podniesienie stawki minimalnej to potencjalny armagedon i rozsypanie się biznesowej koncepcji.
Trzeba doprowadzić, żeby takich firm było mniej, a nie żeby ich argumentacja, że „muszą płacić mało”, bo inaczej ich biznes będzie zagrożony, była uznawana za poważną. Dość już w Polsce tego mentalu, że jedyną kartą przetargową jest śmiesznie niska cena pracownika. Może by się kapitał wysilił i postawił na innowacyjność, a nie najbardziej prymitywne formy biznesu? Zwojów mózgowych brakuje? Zbyt leniwi są nasi kapitaliści? Trudno, mamy na ich miejsce pięciu innych, zagranicznych. Niech się ogarną.
Xavier Woliński