Amerykańska lewica i „socjalizm”

Tax the rich, chyba że to rosyjscy oligarchowie, wtedy nie. Alexandria Ocasio-Cortez wraz z większością tzw. The Squad (grupą w Kongresie określaną jako „progresywną”, a nawet „demokratyczno-socjalistyczną”) zagłosowała przeciw odebraniu majątków rosyjskich oligarchów w USA i przekazaniu tych środków na pomoc Ukrainie oraz wsparcie dla rosyjskich dysydentów działających na rzecz praw człowieka.

Szczególne oburzenie wzbudziło wśród różnych obserwatorów fakt, że głosowali przeciwko projektowi razem z kilkorgiem skrajnie prawicowych i otwarcie proputinowskich kongresmenów republikańskich.

Mam nadzieję, że spowoduje to jakąś refleksję u rozmaitych fascynatów amerykańskich (i nie tylko) polityków lewicowych, przechwytujących antykapitalistyczne hasła, żeby uzasadnić swoje funkcjonowanie w ramach systemu, jako „radykałów”.

Wcześniej nie zabierałem głosu np. w sprawie takich głupot jak sukienka, ale wydaje mi się to znaczące, że rozpaliła tak emocje wielu osób. Od dawna publika, także lewicowa, żywi się rozmaitymi „eventami” medialnymi, pianą polityki, celebryctwem i pozorami. Nic mnie tak nie irytuje, jak to wpatrywanie się jak w obrazek i spijanie z ust każdego slowa tego czy innego polityka czy polityczki, czyli ludzi szkolonych, żeby robić wam watę z mózgu. Dopiero, kiedy dla nas tu we wschodniej Europie sytuacja stanęła na ostrzu noża, a sprawy osiągnęły poziom życia i śmierci, niektórzy zaczęli kwestionować to co piszą w Jacobinie i to co mówi AOC.

Krytyka nie dotyczy tylko amerykańskich polityków. Sceptycyzm względem tego co opowiadają wam powinien dotyczyć wszystkich, także polskich. Większość polityków na świecie albo opowiada wam to, co chcecie usłyszeć, albo to, co podpowiadają im lobbyści. Naprawdę, lewicowi politycy nie są z tego wyłączeni.

Mam nadzieję, że skończy się też moda na ten śmieszny „demokratyczny psudosocjalizm” amerykański, który sprowadzał socjalizm do wyższego opodatkowania i tzw. „socjalu”. To nie jest „socjalizm”, ani żadna nawet radykalna polityka. Podatki podwyższali konserwatyści, a liberałowie wprowadzali „socjal”. To nie jest żaden wyróżnik lewicy i lewica nie ma na to żadnego monopolu.

To, co obiecywała lewica, szczególnie właśnie socjalistyczna, to możliwość wyjścia poza kapitalizm i jego polityczne emanacje. Kiedy w połowie XX wieku lewicowe partie i organizacje zaczęły „liberalnieć” i wykreślać te dalekosiężne cele ze swoich programów, wtedy w zasadzie straciły rację bytu, bo nic ich już praktycznie nie odrożniało od pozostałych partii. I stąd też np. Partia Socjalistyczna zniknęła we Francji, a przed swoim upadkiem wydała na świat liberalnego Macrona. Bez tej perspektywy pozakapitalistycznej po prostu nie ma sensu, żeby istniała.

Ale jednocześnie doszło do katastrofy, bo wschodnioeuropejska lewica postawiła się w roli ucznia względem amerykańskiej. Amerykanizacja naszej polityki zaszła tak daleko, że zamiast czerpać z bogatych doświadczeń lokalnych, europejskich, w tym także polskich, czyli stąd gdzie się w ogóle socjalizm pojawił, jako idea, zaczęli słuchać opowieści amerykańskich. Z całym szacunkiem, ale członkowie Partii Demokratycznej nie mają pojęcia o tym, czym jest socjalizm i nie ma potrzeby stawiać się w pozycji ich ucznia. W USA generalnie poza środowiskami w rodzaju IWW i paru niedużych radykalnych organizacji socjalistycznych, w tym anarchistycznych, nie mają żadnych tradycji w tej kwestii.

Tak więc „socjalizmu” nas tu uczyli przedstawiciele imperiów, czy to amerykańskiego czy rosyjskiego (wiecie, „czołgi” to tak naprawdę miłośnicy rosyjskich militariów, a często też cara Putina).

Jeśli ta sytuacja w końcu wprowadzi więcej krytycyzmu w nasze szeregi, tym lepiej.

Xavier Woliński