COP26, czyli kolejna paplanina na szczycie

Foto: ukcop26.org

No więc tak, ta konferencja „klimatyczna” COP26 to kolejna paplanina i obietnice, że tym razem to już na pewno za 10-20 lat zrealizujemy obietnice, których rządy nie zrealizowały do tej pory.

Coś tam podpisują, przez chwilę naiwni się cieszą. I wszystko biegnie podobnym torem jak dotąd. Naukowcy i aktywiści alarmują, że „wszystko musi się zmienić”. Tymczasem zmienia się głównie treść reklam (w tym także tych wyborczych).

Będzie więc tak. Bogate kraje, po wyeksportowaniu „brudnej” produkcji do krajów biednego i zdewastowanego Południa, będą próbować tworzyć i utrzymywać enklawy ekobogactwa.

Jako że kryzys klimatyczny rozłożony jest w czasie i przestrzeni mocno niesprawiedliwie (tj. kraje które historycznie przyczyniły się w niewielkim stopniu do kryzysu, odczują pierwsze najgorsze skutki), mimo budowania kolejnych „zielonych Amsterdamów”, żeby bogaci myśleli, że „wszystko zmierza ku lepszemu”, kryzys będzie narastał.

A z kryzysem kolejne, coraz większe fale migrantów klimatycznych. Więc bogata północ będzie budować coraz bardziej wymyślne mury, zasieki, elektroniczne bariery, wspierane przez uzbrojone drony (żeby uniknąć kosztów leczenia depresji u strażników, lepiej to oddać maszynom). Granice bogatych krajów już teraz zamieniają się w cmentarzyska (Morze Śródziemne np. powinno zmienić nazwę w Morze Śmierci). To co widzimy na granicy polskiej to nie jest żaden wyjątek, to staje się normą na wszystkich granicach północy, która zamiast walczyć z kryzysem klimatycznym, wydaje coraz więcej środków na zbrojenia i bariery.

Zamiast więc, jak mówią, „pomagać na miejscu”, generuje się kryzysy na świecie, które wywołują migracje. Pomaganie to w tym przypadku: nie wywoływanie wojen o zasoby, nie generowanie szkodliwych dla równowagi ekologicznej zanieczyszczeń. Jeśli czyjś kraj zamienia się w pustynię, to ludzie mają wybór: ruszyć na niepewną podróż na północ, albo zginąć na pustyni, jak reszta. To samo dotyczy krajów zdewastowanych wojną o ropę i inne zasoby, a czasem wręcz świecidełka (np. diamenty).

Naprawdę większość osób na północy nie zdaje sobie sprawy jak już teraz jest źle na południu. Egocentryzm północy widać nawet w dystrybucji szczepionek (oraz w fakcie, że zarabiają na nich głównie koncerny z krajów północnych). Pandemia niczego nas nie nauczyła, nie wyzwoliła globalnej solidarności, która jest niezbędna do walki z kryzysami, które mają właśnie charakter globalny.

Tak więc osobiście uważam, że przyjdzie „redukcja” gatunku ludzkiego i nie ominie też Północy. Klimat nie zważa na nasze śmieszne kreski na mapie. Natomiast czy ludzkość wyginie, czy tylko radykalnie i brutalnie zostanie zmniejszona populacja, to jest jeszcze temat otwarty. Możemy to ograniczyć, ale do tego potrzeba by serii rewolucji (bo jedna, w jednym kraju nie wystarczy). Rządy tego nie zrobią, to widać od czterdziestu lat i kolejnych jałowych szczytów, konferencji, paplaniny i pustych deklaracji. Państwo i kapitał istnieją w symbiozie, jedno żyje z drugiego. Jedno drugiemu nie może zanadto zaszkodzić. Więc nie wiem skąd to ciągłe oczekiwanie, że „państwo coś tu zaradzi”.

Oczywiście, jeśli teraz grupka osób będzie próbować zrobić „awangardową” rewolucję, to rozbije się o mury twierdzy, tak samo jak ci migranci klimatyczni. Państwo i kapitał ciągle są zbyt silne, żeby ruszać na nie frontalnie. To co nam pozostaje, to przygotowywać się na najgorsze, tworzyć społeczności i ruchy, które będą wywierać presję na tę strukturę, ale przygotowywać się do tego co będzie „potem”. Dbać o swoją „aktywistyczną gminę”, budować takie społeczności, które mogłyby stanowić wzorzec funkcjonowania, gdy obecny system zacznie się rozpadać.

A kiedy zacznie się rozpadać, ludzie będą poszukiwać alternatyw i lepiej żeby trafili na dobrze działające społeczności, niż na religijnych fanatyków, czy autorytarnych oszołomów. Pomoc wzajemna, solidarność, praca organiczna, samorządność, to są rzeczy które będą potrzebne wkrótce jeszcze bardziej niż wcześniej.

To jest coś na naszą miarę, coś co możemy zacząć robić już teraz. Opór, samoorganizacja, edukacja.

Xavier Woliński