Siła roju

Autor grafiki: stux

Jest chyba oczywiste już dla wszystkich jaką potęgą jest siła „rozproszona”, która w momentach kryzysowych potrafi łączyć się w „roje”. Gdyby nie ona od dawna mielibyśmy całkowity kryzys humanitarny na granicach i w większych miastach.

„Siła roju” jest często niedoceniana, bo na co dzień jej nie widać, nie pręży muskułów, nie organizuje parad, nie ma też jednego rzecznika. Siła samoorganizacji i pomocy wzajemnej jest zazwyczaj cicha. Robi swoje.

Zanim „centrum” ruszy, zanim biurokracja się uruchomi często jest już za późno.

Niemniej jednak oczywiście władze rozmaitego szczebla uwielbiają przypisywać sobie nie swoje zasługi. Władza centralna chwali się tym, że nie doszło (jeszcze) do katastrofy humanitarnej. A władze lokalne robią sobie foty z pomagającymi, żeby ogrzać się w blasku tej oddolnej energii.

Oczywiście, robić słit focie to jedno, ale z realnym zaangażowaniem to już różnie to bywa. We Wrocławiu pracownicy instytucji kultury zostali ku swojemu zaskoczeniu „rzuceni na front” pomocy. Problem w tym, że często pracują na śmieciówkach, a więc np. w razie zarażenia kowidem, czy inną chorobą, co przy takim stłoczeniu ludzi w jednym miejscu jest dość prawdopodobne, tracą z dnia na dzień dochody. Chcą pomagać, ale jeśli już robią to w ramach instytucji, to warto byłoby dać im do tego lepsze narzędzia.

Centralne i lokalne władze uprawiają jak zwykle teatr, a tutaj trzeba konkretów. Przedstawiciele władzy twierdzą, że „nikt nie mógł się przygotować na taki problem”. Naprawdę? Była okazja w czasie kryzysu uchodźczego na białoruskiej granicy (który notabene wciąż trwa), o znacznie mniejszej intensywności, żeby przetestować rozmaite humanitarne, a nie militarne, rozwiązania. Teraz to doświadczenie, kiedy już drucianych płotów nie da się, nawet gdyby chcieli, zbudować, mogłoby procentować.

No, ale chodziło o „teatr wojenny” i prężenie muskułów, choć spece od tematu od miesięcy alarmowali, że w razie dużego konfliktu i kryzysu humanitarnego polskie instytucje są nieprzygotowane.

Dodatkowo, władze same potwierdzają, że były ostrzegane przez USA o możliwości inwazji na Ukrainę. I co w tym czasie robili? Jak się przygotowali? Ile ośrodków powstało, ile ludzi wyszkolono w pomocy, jakie „stress testy” zrealizowano? Ile konferencji z samorządami przeprowadzono?

Niczego nie zrobiono, tylko odstawiono kolejny teatrzyk z TVN w grudniu.

Xavier Woliński