Synusie dygnitarzy nie idą na wojnę

battle tank on green grass field Photo by Mikhail Volkov on Pexels.com

Oburzeni rosyjscy blogerzy prowojenni związani m.in. z najemnikami donoszą, że mobilizacja w Rosji osiągnęła gigantyczną skalę chaosu. To, co opisują jest tak absurdalne, że można by uznać za propagandę, gdyby to było opisywane wyłącznie przez opozycyjnych dziennikarzy. Ale potwierdzają to właśnie rozmaici „wagnerowcy”.

Mobilizowani są ludzie nie spełniający żadnych kryteriów, nawet „mięsa armatniego”, w tym nawet niewidomi, wiekowi, tacy którzy nigdy nie trzymali karabinu w ręce. To się dzieje zwłaszcza na prowincji i w regionach zamieszkałych przez mniejszości. Biorą wszystkich jak leci, nawet prosto z ulicy, nawet studentów prosto z zająć (którzy mieli nie być w ogóle mobilizowani w tej fali).

Chodzi oczywiście o „wyrobienie normy liczbowej”, którą narzuciła centrala. Tak wygląda centralizm właśnie w praktyce. Sytuację pogarsza chaos w papierach (próbują mobilizować nawet tych, którzy od dawna nie żyją), oraz panika, że „nie wyrobią planu”.

Sytuacja jest tak zła, a skala nieprawidłowości tak duża, że w Chabarowsku jak zobaczyli kogo im administracja z Jakucji przysyła, mobilizacja tam została zawieszona „do wyjaśnienia”. Sprawę ma zbadać prokuratura, a „mobilizatorzy” mają zostać pociągnięci do odpowiedzialności za niespełnienie standardów. Co oczywiście tylko powiększy chaos i opóźni cały proces.

Faktycznie można by to uznać nawet za formę sabotażu. Być może zdesperowani „mobilizatorzy” postanowili docisnąć sprawę do ściany, aż do absurdu.

Przy okazji cały czas wychodzi kwestia nierównego traktowania mniejszości oraz prowincji. W dużych miastach także dochodzi do nieprawidłowości, ale rzadziej, natomiast na prowincji mobilizacja jest szczególnie brutalna i bezwzględna.

Stąd też osoby zajmujące się prawami człowieka podkreślają wciąż, że chodzi o „wyniszczenie etniczne” określonych regionów Rosji. Dodajmy do tego bezwzględnie traktowanie także Rosjan, ale mających nieszczęście mieszkać na prowincji i mamy pełny obraz tej rasistowsko i klasowo zorientowanej polityki Kremla.

W ostatnich dniach symbolem o co tu naprawdę chodzi, jest słynny już telefon dziennikarza do syna Pieskowa, rzecznika Kremla, w którym dziennikarz udawał pracownika biura poborowego i próbował synalka dygnitarza wezwać do stawiennictwa w celu realizacji „patriotycznego obowiązku”. Jego odpowiedź przejdzie do historii: – Musi pan zrozumieć, że ja jestem Pieskow. I to niezupełnie dobrze, żebym się tam znalazł.

Synusie dygnitarzy nie będą walczyć, tylko byczyć się w luksusowych kurortach w Emiratach. Giną zwykli ludzie. Od tego w końcu są, żeby ginąć za obsesje i bogactwa możnych tego świata, nie tylko w Rosji z resztą. Wystarczy, że im różne Pieskowy i Sołowiowy nawiną makaron na uszy w telewizji o „ojczyźnie”. Ludzkie życie jest tanie.

Xavier Woliński