Bez dostępu do taniego akademika zapewne nie skończyłbym studiów. Dlatego trudno mi nie sympatyzować z ruchem studenckim w sprawie obrony zasobów mieszkaniowych przed wyprzedażą.
Obecnie w Krakowie trwa okupacja domu studenckiego Kamionka, podobnie jak wcześniej miało to miejsce w poznańskiej Jowicie. We Wrocławiu trwa też opór przed sprzedażą zabytkowego akademika Pancernik (tego samego, który uratował moje studia notabene) w sercu, słynnej w architektonicznym światku, WuWy.
Władze Uniwersytetu Jagiellońskiego postanowiły zadziałać władczo. Czyli nasłały na protestujące osoby policję, prywatną ochronę, odcięły prąd oraz zerwały negocjacje. Pretekstem był spór o obecność mediów. Osoby protestujące chciały, żeby rozmowy były jawne i toczyły się w ich obecności, władze oczywiście wolały zakulisowe naciski. Znamy to z protestów innych grup społecznych, np. pracowniczych czy lokatorskich.
Oczywiście władze przedstawiają protestujących jako warchołów i oszołomów. Tylko kto tu warcholi tak naprawdę?
Władze uczelni w całym kraju są przesiąknięte ultraliberalną ideologią i od wielu lat demolują zaplecze socjalne osób studiujących. Studenci i studentki stały się zaledwie źródłem dochodów, a nie częścią wspólnoty akademickiej. Tak, jak w latach 90. likwidowano stołówki zakładowe w różnych miejscach pracy, tak też likwidowano tanie stołówki studenckie w tym okresie. Tak, jak prywatyzowano mieszkania komunalne i zakładowe, tak prywatyzowano akademiki. Student miał znaleźć zakwaterowanie i jedzenie na tzw. „wolnym rynku”, który miał rozwiązać wszystkie nasze bolączki.
Dziś nowe pokolenie studenckie wie, że nie czeka ich żaden raj wolnorynkowy, więc próbuje bronić resztek tej infrastruktury, która była i jednocześnie otwiera dyskusję na nowe rozwiązania. Uczelnia, zamiast ucieszyć się, że „studenterii” na czymś jednak zależy, ma jakieś postulaty, ma jakieś przemyślenia i swoją perspektywę, zamyka się w bańce swoich wyobrażeń. W których uniwersytet to jest miejsce generowania dochodów, a nie przestrzeń dyskusji i nauki.
Wysyłanie policji i ochroniarzy na studentów to nie jest obrona uniwersytetu, tylko obrona działania na poziomie firemki, „akademickiego januszeksa”. Po to wprowadzono autonomię uniwersytetów, żeby właśnie policja i generalnie władza państwowa, czy ekonomiczna, nie ważyła się w tę dyskusję akademicką ingerować.
Dziś władze tej firemki, w jaką zmienia się uniwersytet, zapraszają sami policję, żeby zamknąć dyskusję. Sami niszczą autonomię, czyli coś więcej niż tylko materialną infrastrukturę.
Prowadzi to do całkowitej wasalizacji względem kapitału i państwa. I obawiam się, że wielu z wierchuszki władz uczelni nawet nie rozumie, o czym ja tu piszę.
Xavier Woliński