E-learning dla wybranych

Cała Polska przeszła na e-learning. Cała? Może dzieci ministrów nie
mają z tym problemów, bo każde ma swój komputer, ale co z niezamożnymi
rodzinami, które mają po jednym komputerze na kilkoro dzieci? Co z
rodzinami, które mają tylko ograniczone pakiety internetowe w
smartfonach? Co z rodzinami, których po prostu nie stać? Co z rodzinami,
które muszą teraz wykonywać pracę zdalną przez internet i jednocześnie
zadbać o dostęp do komputera dla dzieci?

Teraz jeszcze bardziej przepaść między niezamożnymi i zamożnymi w dostępie do edukacji się ujawni i będzie rosła.

Państwo wymaga od nauczycieli, uczniów i opiekunów, żeby z dnia na
dzień gładko przeszli na “nowoczesne systemy”, ale jednocześnie nie
zapewnia do tego narzędzi. Zachowują się tak, jakby od miesięcy wszystko
było ładnie przygotowane i czekało tylko na wdrożenie.

W
większości szkół nie było wcześniej odpowiednich szkoleń na taką
sytuację. W to wchodzą oczywiście korporacje, rozdając na prawo i lewo
“darmowe” narzędzia do prowadzenia lekcji. Jak to mówią, pierwsza
działka za darmo, a potem jak już wszyscy się przyzwyczają do
określonego rozwiązania, przyjdzie słono zapłacić.

Państwo wymaga
i bezmyślnie prze do “realizacji programu” za wszelką cenę, żeby
pokazać, że “nic się nie stało, wszystko działa sprawnie”. Ale nie daje
do tego narzędzi (choćby komputerów dla wszystkich) i umiejętności.
Wszystko spada na “wykonawców woli pana”. Ważne, żeby w papierach się
zgadzało, że “plan wykonany”. A stratni będą najbardziej uczniowie,
zwłaszcza mniej zamożni, z miejscowości o niestabilnym dostępie do sieci
i z wielodzietnych rodzin. Ale z perspektywy warszawskiego salonu
politycznego tego nie widać.

Xavier Woliński