Gorzka wygrana lokatorów mieszkań zakładowych

Przez dziewięć miesięcy, co tydzień (!) lokatorzy zawłaszczonych mieszkań zakładowych stali pod urzędem wojewódzkim we Wrocławiu domagając się zakończenia ich koszmaru, eksmisji, podwyżek i dręczenia.

W końcu władze raczyły się tematem zainteresować i podwyższyły istniejący już wcześniej próg wsparcia finansowego do 95 procent wartości wykupu tych mieszkań przez gminy. Za poprawką opowiedziały się wszystkie kluby parlamentarne oprócz, tradycyjnie antylokatorskiej, Konfederacji.

Dlatego dzisiaj odbyła się w tej sprawie ostatnia manifestacja pod Urzędem, symbolicznie dając do zrozumienia, że wcale lokatorzy nie są zadowoleni z działań dolnośląskiego reprezentanta rządu w tej sprawie. Dopiero interwencje na wyższym szczeblu, ministerialnym ruszyły temat.

Akcja Lokatorska, w tym ja byliśmy i wówczas i wcześniej przez lata z nimi. Domagaliśmy się na manifestacjach, także w Warszawie, negocjacjach w urzędach, ministerstwach i biurach poselskich. Niezliczone roboczogodziny na to poświęciliśmy. W tym czasie trwała ciągła udręka tych ludzi. Wielu nie dożyło nawet tego momentu.

Momentu, który nie uważam za wielki przełom. Tak naprawdę rząd nie wysłuchał w pełni, co do niego mówiliśmy i jak zwykle wszystko załatwił na ćwierć gwizdka. Niestety sam proces rozdrapania mieszkań zakładowych razem z prywatyzacją zakładów i pominięcie prawa lokatorów do pierwokupu tych mieszkań, czyli ludzi, którzy sami te lokale budowali m.in. z własnych pieniędzy, nie zostało odwrócone. Nie zwrócono uwagi na podejrzaną sytuację, że mieszkania sprzedawano po 4 tysiące za sztukę (nie za metr!). Nie przywrócono prawa lokatorom do ich mieszkań, a jedynie umożliwiono ich wykup przez gminy. Ale zależy to wciąż od dobrej woli włodarzy miast, oraz od obecnych właścicieli, czy zechcą je sprzedać.

Tak więc udręka trwa nadal, choć pojawiła się wśród ludzi dawno nie widziana nadzieja, że może się uda, że może się zgodzą. Ale niestety czekają nas dalsze miesiące walki, negocjacji. Miesiące w których nadal będą umierać lokatorzy, nadal będą przeprowadzane eksmisje, bo ta poprawka do ustawy nijak nie chroni ludzi. Domagaliśmy się, aby wprowadzono poprawkę, która w razie odmowy sprzedaży przez właścicieli, przynajmniej by zapewniła, że te pieniądze zostaną przeznaczone na odszkodowania dla lokatorów, których skrzywdziło państwo polskie. Żeby wreszcie oficjalnie, a nie jedynie w zaciszu gabinetów, państwo uznało, że doszło do tej krzywdy.

Chociaż politycy niemal wszystkich partii w rozmowach z nami przyznają, że doszło do niewyobrażalnego skandalu, kiedy już wracają do roli urzędników i polityków, nie chcą oficjalnie tego uznać, bo boją się konsekwencji finansowych.

Tak więc, może, przy dobrych wiatrach uda się uratować ludzi przed bezdomnością, ale nie doszło do zadośćuczynienia.

Jeden z lokatorów powiedział mi, że to, co razem zrobiliśmy i tak jest wielkie, bo jeszcze rok temu nie marzyli nawet o takim wyniku, jaki osiągnęliśmy wspólnie teraz. Ale dla mnie to jest taka radość przez łzy. Jak większość wygranych w tym kraju.

Dla mnie ta sprawa jest symbolem całej konstrukcji tego państwa. Symbolem faktu, że stoi na grabieży i pognębieniu zwykłych ludzi. A to, co oglądamy, czym się emocjonujemy, te szopki sejmowe i telewizyjne, to tylko fasada. A za fasadą kryje się przegniła budowla od fundamentu po cieknący dach.

Xavier Woliński